Cafe Równik to jedyne w swoim rodzaju miejsce na mapie Wrocławia. Przekraczając próg kawiarni, usłyszycie klimatyczną muzykę i poczujecie atmosferę ciepła, równości i życzliwości zmieszaną z zapachem aromatycznej kawy. Obsługa jest wyjątkowa pod wieloma względami, a miejsce jest otwarte dla wszystkich i pozbawione barier. O całej inicjatywie opowiedziała nam dr hab. prof. Małgorzata Młynarska – logopeda, terapeutka i współzałożycielka Równika.
Mateusz Gargula: Zacznijmy od początku. Skąd wziął się pomysł na Cafe Równik? Sądząc po nazwie, jest to miejsce równości, zgadza się? Jaka jest idea tego miejsca?
prof. Małgorzata Młynarska: Pomysł zrodził się w sposób naturalny, bo nasi kelnerzy to osoby, które w większości od małego dziecka współpracowały z nami w ośrodku terapeutycznym przy placu Świętego Macieja. Jeszcze wtedy nie rozumieli, nie mówili albo nie mogli się komunikować – potrzebowali pomocy. Odkąd rozpoczęli terapię z każdym rokiem było coraz lepiej, coraz sprawniej mówili. Po czasie doszli do takiego etapu, kiedy skończyli szkołę i powstało pytanie: Co dalej? Cała inicjatywa powstała, ponieważ te osoby potrzebowały pewnego zabezpieczenia w życiu i zrodził się pomysł, żeby otworzyć klubokawiarnię. To nie stało się od razu. W ciągu długoletniej terapii obserwowaliśmy ich predyspozycje i poziom samodzielności. Na początku miała być kawiarnia, ale szybko zdaliśmy sobie sprawę, że taka forma lokalu – z wydarzeniami i spotkaniami jest dużo bardziej rozwijająca.
Kiedy przeszliśmy do wyboru nazwy, określiliśmy dokładnie naszą inicjatywę (integracja społeczna, goście w roli terapeutów, atmosfera równości emocjonalno-poznawczej). Równik jest pewnego rodzaju metaforą – szanujemy wszelką indywidualność i nie chodzi o to, żeby każdego zrównywać, ale zapewnić równe szanse według potrzeb i możliwości. Geograficznie równik obejmuje dwie półkule, łączy te dwie części. Chcemy przenosić tutaj jego klimat, atmosferę – to ciepło. O takie pola semantyczne nam chodziło i myślę, że dobrze się to skomponowało.
Czym dokładnie zajmują się ci wyjątkowi pracownicy kawiarni? Obsługują gości, przygotowują napoje?
Mają tu pełną swobodę, w ramach czego mają pełne prawo rozmawiać z gośćmi. Nie narzucamy im takiego reżimu, że kelnerzy tylko podchodzą, zbierają zamówienia i mają „nie zawracać głowy” gościom. Wręcz przeciwnie – większość odwiedzających jest przyzwyczajona i wchodzi z obsługą w konwersację nie tylko na zasadzie zagadnięcia. Często są to długie rozmowy. Dzięki czemu nasi podopieczni uprawiają ten dyskurs na coraz wyższym poziomie. Na przykład Piotr, który dzisiaj jest w stanie opowiedzieć o całej naszej inicjatywie. Druga sprawa to udział w wydarzeniach, które są tutaj organizowane. Pracownicy Równika nie są jedynie statystami, a w każdej uroczystości biorą czynny udział. Niekiedy organizują program artystyczny czy pokaz taneczny. Czasem różnie to wychodzi, ale liczy się ich zapał i zaangażowanie, a co najważniejsze – to, że tworzą grupę.
Jakie korzyści z pracy tutaj wynoszą pracownicy? Mam na myśli aspekt terapeutyczny – w jakim stopniu taka aktywność im pomaga?
U wszystkich niepełnosprawnych intelektualnie osób – dodatkowo z zaburzeniami komunikacji pojawia się coś, z czym do tej pory nie mieli problemu nasi podopieczni. Mam na myśli regres. Jeśli nie będą cały czas ćwiczyć umiejętności komunikacji i na co dzień nie będzie możliwości rozmawiania (trzeba pamiętać, że oni nie tylko przechodzą terapię przez pracę w Równiku, ale też ciągle przebywają z nami w ośrodku na placu Świętego Macieja), ten regres niewątpliwie się pojawi. Wiele osób w Polsce, które po zakończeniu terapii zostają w czterech ścianach, doznaje regresu. A ten pojawia się szybciej niż progres, który zyskują podczas nauki. Szybciej tracą te umiejętności, gdy brakuje stymulacji niż nabywają nowych. Wiele lat uczą się mowy, trwa to długo, ale kompetencje wzrastają. Nikt ze zdrowych ludzi, w przypadku gdy się odizoluje, nie traci tej umiejętności, a osoby niepełnosprawne tak.
Dlatego powinny być za wszelką cenę aktywizowane, a tutaj pojawia się kolejna korzyść – natury rodzinnej. Zupełnie inaczej funkcjonuje rodzina, mająca świadomość, że osoba niepełnosprawna ma określoną pozycję w życiu, a do tego zarabia. Rodzina jest wtedy zadowolona i spokojna, gdy wie, że ten członek jest społecznie taki sam jak inni – ma swoje obowiązki, przyjemności, otoczenie, miejsce – ma swój plan życia i jest w pewnym stopniu samodzielny. Kolejną kwestią jest to, że podczas gdy te osoby chodziły do szkół czy na zajęcia, rodzina mogła pracować. Przy przedłużaniu czasu edukacji trwa ona do 23-24 roku życia, a później osoby niepełnosprawne są zdane na opiekę rodziny. A niektórzy nie mogą zostać sami w domu i trzeba zorganizować opiekę, gdzie niekiedy nie ma ani środków, ani możliwości.
Nie miała pani obaw, pewnych wątpliwości, że jednak to nie wyjdzie – że pani podopieczni sobie nie poradzą?
Gdyby zadał mi pan to pytanie na początku naszej działalności, rozwijałabym wątek obaw o nich i o to, czy sobie poradzą. Teraz, po kilku miesiącach mam obawy czy będziemy w stanie to wszystko utrzymać. Zatrudniamy dużo pracowników, nie mamy obszernego menu, nie mamy wysokich marż, bo nie gotujemy sami. Za wszystko musimy bardzo dużo zapłacić. Dlatego nawet, gdy mamy pełną salę – oczywiście się z tego cieszymy – ale nie jest nam łatwo. Ten lokal jest bez ogrzewania, a przecież musimy jakoś funkcjonować – ogrzanie wnętrza elektrycznymi grzejnikami to ogromny koszt. To jest jedyny powód do niepokoju.
Jakie osoby pracują w równiku? Wiemy, że są dotknięte niepełnosprawnością, ale poza tym – czym charakteryzuje się ta obsługa?
Są to osoby, które mają pewne defekty intelektualne, takie jak autyzm, który teraz został ujarzmiony, zespół Downa, który utrudnia komunikację i inne niepełnosprawności, nad którymi pracujemy. Pracują tu też osoby w pełni sprawne intelektualnie, ale niesłyszące. Przede wszystkim jest to grupa przyjaciół. Są to osoby otwarte, chętne do rozmowy i tworzące zgrany zespół.
Osoba niepełnosprawna będzie nas obsługiwać prawdopodobnie trochę dłużej, może nie tak sprawnie jak większość kelnerów – co sprawia, że mimo tego w czasach gdy wszyscy się spieszą, goście tak chętnie odwiedzają Równik?
Teraz to działa całkiem sprawnie. Wcześniej obsługiwali trochę wolniej i niepewniej, ale to wydawało się kompletnie nie być problemem dla gości – zawsze mieli pewnego rodzaju tolerancję. Wbrew pozorom osoby, które nas odwiedzają zazwyczaj zatrzymują się na trochę dłużej – z zaciekawieniem patrzą na podkładki tematyczne leżące na stołach, zawierające łamigłówki, jakieś łamańce, dyktanda. Ludzie je czytają, a nieraz pytają o rozwiązania. Ważny jest dla nas ten aspekt logopedyczny – przekierowany na język, na myślenie.
Jacy ludzie odwiedzają najczęściej Równik? Jest jakaś określona grupa czy raczej wręcz przeciwnie – bardzo zróżnicowani?
Bardzo zróżnicowani. Od małych dzieci, po starsze osoby. Nie badaliśmy jeszcze naszych klientów ani ich odczuć związanych z Równikiem, ale ponieważ jesteśmy pracownikami uniwersytetu, planujemy to zrobić – przeprowadzić badania i opracować naukowo. Na pewno w naszym miejscu jest więcej osób niepełnosprawnych, które przychodzą jako goście. Czasem całe klasy szkół specjalnych. To prawda, w porównaniu do innych kawiarni odwiedza nas więcej takich osób, ponieważ traktują to miejsce w pewnym sensie jako swoje.
Cafe Równik to nie tylko kawiarnia – odbywają się tutaj różne wydarzenia. Opowie nam Pani o nich trochę? Co oprócz doskonałej kawy i wspaniałych ciast oferujecie wrocławianom?
Wydarzenia kulturalne, które tu zapoczątkowaliśmy. Zaczęliśmy od ambulansu, który badał ludziom różne parametry – taka profilaktyka. Wtedy przybyły tutaj tłumy. Następnie zorganizowaliśmy koncert, a kolejnym typem wydarzeń były dni. Podczas dniu ukraińskich zarówno wystrój, potrawy jak i występy nawiązywały do tej tematyki. Niedawno obchodziliśmy 100-lecie odzyskania niepodległości. Bardzo piękne, patriotyczne wydarzenie. Wszyscy zaśpiewali hymn i Rotę, a jeden z naszych podopiecznych, który jest już po studiach doktorancki wygłosił wykład. Reagujemy na wszystko co się dzieje, dbając przede wszystkim o tradycję.
Zbudowaliście to miejsce praktycznie od zera. Na jakie wsparcie mogliście liczyć ze strony miasta oraz mieszkańców?
Miasto pomogło nam w dużym stopniu. Znalazło dla nas lokal, abyśmy mogli go dzierżawić. Niestety trzeba było tu wszystko wyremontować. Była to przestrzeń kompletnie nieprzystosowana do gastronomii. I tutaj pojawiła się pomoc społeczeństwa. Przede wszystkim rodzice naszych podopiecznych, kiedy usłyszeli o idei terapii poprzez pracę, włączyli się do akcji zbierania środków i odnowy lokalu. Bardzo się zaangażowali. Podobnie inni ludzie zainteresowani projektem – zareagowali na nasz apel i pomogli nam za pomocą portalu crowdfundingowego w zbieraniu środków. Dzięki temu mogliśmy kupić te różne potrzebne lokalowi sprzęty.
Jaki jest według Pani wizerunek Wrocławia?
Bardzo kocham to miasto. Tutaj nic złego nie powiem, bo ono mi się szalenie podoba. Nie jestem wrocławianką z urodzenia, ale przyjechałam tu ponad czterdzieści lat temu. Mieszkam długo i bardzo cieszę się, że tu jestem. Wrocław jest ciekawym, bardzo przyjaznym i otwartym miastem, które wchłania. Myślę, że tu jest jednak dużo tolerancji. Ja się tu bardzo dobrze czuję. Poza tym jest piękna architektura, dużo zieleni.
Stworzyła Pani wraz z innymi miejsce wyjątkowe, dające szansę na rozwój osobom często wykluczanym jeśli chodzi o pracę. Jak Pani myśli – może to zapoczątkować inne spojrzenie społeczne na możliwości i kompetencje osób z niepełnosprawnością? Czy Cafe Równik może stanowić taki wzór?
Wydaje mi się, że tak. Mam coraz większą nadzieję, że tak będzie. Dlatego, że ludzie są bardziej świadomi. Rozmawiają na takie tematy z większą swobodą. Na przykład ci, którzy tutaj przychodzą – nie wypytują już o banały. Mnie się w pierwszych latach pracy, ale też i później zdarzały takie sytuacje, że studentka bała się usiąść koło dziecka z zespołem Downa, tak jakby ono parzyło. Wiele osób miało takie odruchy, a teraz tego nie obserwuję. Jeszcze kilka lat temu zdarzały się pytania od rodziców “Czy moje dziecko zarazi się zespołem Downa?” – teraz już tego nie ma. Myślę, że wiedza i świadomość na temat niepełnosprawności jest coraz większa w społeczeństwie.
Pracuje Pani w instytucji edukacyjnej – co sprawia Pani osobiście większą radość: praca stricte naukowa, akademicka czy ta praktyczna, wśród podopiecznych?
Trzeba to teraz wyważyć, ale jeśli mowa o mojej osobistej satysfakcji – zdecydowanie praca terapeutyczna. I to nie dlatego, że robię to już wiele lat, tylko dlatego, że jest to taki proces, w który człowiek się włącza emocjonalnie i tak scala się z tą sprawą, że nie liczy się już godzin, dni czy miesięcy. Piotr, który jest moim podopiecznym od dziecka, miał 4 lata kiedy zaczął z nami terapię. Traktuję takich podopiecznych trochę jak członków rodziny – widzę jak się rozwijają, jak dorastają. Terapia daje możliwość wykazania się człowieczeństwem. Z drugiej strony wcale nie jest gorzej, pracując ze studentami. To są fajni, młodzi ludzie. Jednak ten praktyczny aspekt pracy sprawia mi większą satysfakcję.
Ma Pani jakieś plany na przyszłość jeśli chodzi o podobne inicjatywy? Może kolejny taki punkt na mapie Wrocławia?
Muszę poświęcić jeszcze dużo czasu i energii na to, żeby ugruntował się ten Równik. Wypracować już finalną formułę pracy, żeby lokal zarabiał sam na siebie. Lista osób, które chciałyby pracować w takim miejscu jest bardzo długa, a ja jestem otwarta na rozwój. Już rozmawiałam na ten temat z władzami miasta, ale na razie mam bardzo dużo pracy i chciałabym zacząć już pisać o tym, co udało nam się tu zbadać. To cały proces terapii prowadzonej od dzieciństwa aż do pracy jako dorośli – muszę to udokumentować. Plany na przyszłość to na pewno praca nad książką, ale jeśli będą sprzyjające warunki, na przykład grupa aktywnych rodziców – to chętnie rozpocznę pracę nad kolejnym miejscem.
Zdjęcia do artykułu wykonała Dorota Kraczek.
Chcesz poznać inne inspirujące osoby z Wrocławia? Bądź na bieżąco!