Marta Maruszczyk od 7 lat prowadzi własną markę odzieżową – PULPA. Swój butik zlokalizowała w bardzo niezwykłym miejscu, jakim jest Hala Targowa. Jeśli idea minimalizmu jest Ci bliska, z pewnością pokochasz PULPĘ!
Alicja Mękarska: Skąd pomysł na stworzenie własnej marki?
Marta: Pomysłu nie było, to się po prostu wydarzyło. Skończyłam studia ekonomiczne i przez nieszczęśliwe półtora roku pracowałam w banku. Pewnego dnia stwierdziłam, że to się nie może udać, że muszę coś zmienić. Długo się nie zastanawiając kupiłam bilet lotniczy do Kuala Lumpur, w jedną stronę. Tak dla bezpieczeństwa [uśmiech] Po jakimś czasie wróciłam, rozpoczęłam kurs w szkole projektowania i szycia. Co stworzyłam, wpuszczałam w internet. Okazało się, że ludziom podoba się to co robię, są chętni kupować moje ubrania i w nich chodzić. I tak małymi kroczkami powstała marka PULPA, która w tym momencie ma już 7 lat.
Skąd u Ciebie zainteresowanie modą?
M: Zawsze miałam potrzebę kombinowania, przerabiania, upiększania. Pamiętam, jak będąc dzieckiem, stawałam po kąpieli na pralce i przeglądałam się przed lustrem upinając na sobie ręcznik na wzór sukienki albo jakiegoś innego odzienia. Aż pewnego dnia spadłam z pralki i złamałam sobie nerkę. Nie powstrzymało mnie to jednak przed dalszymi próbami [uśmiech]
Zawsze bawiłam się modą. Jednak nigdy szczególnie nie śledziłam pokazów, nie kupowałam stosu gazet. Drażniła mnie teatralność, sztuczność, cała otoczka świata mody. Dużo bardziej interesowało mnie ubranie samo w sobie.
Co oznacza PULPA?
M: PULPA, czyli Pulpecja. Bohaterka powieści Małgorzaty Musierowicz. Gdy byłam dzieckiem uwielbiałam jej książki. Generalnie, chodzi o to, że Pulpecja bardzo lubiła jeść i była trochę pulpetem. Ja również jestem fanką jedzenia. I konsumując znaczne ilości pożywienia czekałam, aż sama stanę się takim pulpetem. Nigdy mi się to nie udało, ale chociaż za próby zostałam Pulpą. A jako, że traktuję tę firmę bardzo osobiście, jest to coś bardzo mojego – skoro ja jestem Pulpą, to niech moja marka też się tak nazywa.
Jak opisałabyś styl PULPY?
M: Styl pani Pulpy i marki PULPA jest tożsamy. To minimalizm, prostota, monochromatyczne barwy i naturalne materiały, klasyczne formy – czasem przerysowane i zdekonstruowane. Moje ubrania nie są sezonowe, można je łączyć i pasują do siebie nie tylko w obrębie jednej kolekcji, ale też pomiędzy nimi. Przykładam ogromną wagę do jakości materiałów i wykonania, dlatego są to ubrania na lata. Jestem przeciwniczką trendów, hitów sezonu, must-have’ów, jest to dla mnie czysty konsumpcjonizm. Dlatego nie podążam za modą, robię to co czuję w danej chwili i na co mam ochotę. Jeśli się to podoba ludziom – cudownie, jeśli nie – nie będę wmawiać, że muszą to mieć, bo to jest to, co trzeba w danym sezonie nosić.
Czy minimalizm, który jest widoczny w twoich ubraniach, również przenosisz na swój styl życia?
M: Tak, zdecydowanie. Staram się otaczać tylko przedmiotami, których naprawdę potrzebuję. Nie chodzę w ogóle po sklepach. Ubrań kupuję bardzo mało, głównie chodzę w tym co sama uszyję. Jeśli czegoś nie ma w pulpowym asortymencie, jak np. swetry, czy jeansy, staram się to kupować w lumpeksach. Lubię też wspierać polskie marki i jeśli już mam kupić coś nowego, zawsze staram się, żeby to pochodziło od moich kolegów i koleżanek po fachu.
Nie uważam, że potrzebujemy 20 par spodni, które będą zakopane na dnie szafy i w większości i tak nie będziemy chodzić, bo najzwyczajniej w świecie zapomnimy, że je mamy. Zamiast dużo, wolę mieć mniej, ale lepszej jakości, wytworzonych etycznie i najlepiej lokalnie. Nie chcę przyczyniać się do zaśmiecania świata nakręcając konsumpcję.
Generalnie uważam, że im mniej mamy, tym lepiej się nam żyje (oczywiście bez przesady i nie popadając w skrajności). No, może średnio mi to wychodzi z książkami i roślinami. W tej materii jeszcze nie jestem minimalistką [uśmiech]
Zdecydowanie bardziej niż mieć, wolę być. A najbardziej „wolę być w podróży”. Właściwie, gdyby nie praca – mogłabym podróżować przez cały czas. Ogromną radość sprawia mi oglądanie i poznawanie świata.
Świadomie i z premedytacją, nie posiadam samochodu. Prowadząc firmę i posiadając dwójkę małych dzieci nie mam auta. Zdecydowanie bardziej niż płacić za benzynę i utrzymanie samochodu, wolę pojechać w miesięczną podróż na drugi koniec świata (bo to będą podobne koszty).
Opowiedz, jak wygląda twój proces twórczy?
M: Jako, że jestem małą marką, robiącą ubrania na małą skalę, nie jestem w stanie pracować na materiałach wyprodukowanych specjalnie dla mnie. Muszę bazować na tym co znajdę. Dlatego zawsze zaczynam od tkanin. Gdy już znajdę takie, które mi odpowiadają, mam paletę barwną kolekcji, mogę zacząć myśleć o konkretnych modelach. Czasami zaczynam od szkicu, czasem od razu robię wykrój lub nawet wycinam pomysł w materiale. Kiedyś wszystko robiłam sama, projektowałam, robiłam szablony, szyłam. Do tej pory mi się to zdarza, ale nie dotyczy wszystkich modeli w danej kolekcji – nie dałabym rady zrobić wszystkiego sama. Dlatego współpracuję z panią konstruktorką i paniami krawcowymi. Do Pani konstruktorki idę za szkicem, wymiarami ubrania. Pani konstruktorka przekłada to na papier robiąc szablon. Szablon dostaje pani krawcowa, która odszywa próbny model. Jeśli coś jest nie tak, jak sobie wymarzyłam, szablon z uwagami wraca do pani konstruktorki, która nanosi na niego poprawki, następnie pani krawcowa szyje poprawioną wersję. I tak zabawa może trwać tygodniami.
Gdy w końcu się uda, gotowe ubranie muszę przetestować. Czy materiał się sprawdza, czy jest funkcjonalne. Jak zachowuje się w noszeniu i w praniu.
Przy projektowaniu zawsze kieruję się tym, w co sama chciałabym się w danym momencie ubierać. Kolejne kolekcje to wynik moich zmieniających się potrzeb i upodobań.
Gdzie powstają ubrania PULPY i skąd pochodzą tkaniny?
M: Wszystkie ubrania PULPY powstają we Wrocławiu. Tkaniny natomiast kupuję głównie poza Wrocławiem (niestety Wrocław materiałami nie stoi). Mam paru polskich producentów, z którymi współpracuję już kilka lat.
Przed długi czas materiały były moim dużym problemem. W dzisiejszych czasach głównie produkuję się poliester i przede wszystkim robi się to w Azji. Mi bardzo zależało na polskiej produkcji i naturalnych tkaninach. Na szczęście w końcu udało mi się nawiązać współpracę ze świetnymi polskimi producentami, więc się ich trzymam. Bardzo cenię sobie to, że wiem z kim pracuję, z kim rozmawiam. Często zdarza się, że pani Marzena od lnu dzwoni do mnie i mówi, że mają jakiś nowy kolor, który powinien mi się spodobać.
Skąd pomysł na zlokalizowanie butiku w tak nietypowym miejscu, jakim jest Hala Targowa?
M: Jako, że na kawę do Cafe Targowa (najlepsza kawa we Wrocławiu!) przychodziłam codziennie i na Hali spędzałam dużo czasu – stwierdziłam, że zamiast pić bezczynnie kawę, będę ją piła w pracy. Poza tym, jestem przewrotna. Niewiele osób uznałoby, że hala targowa, w której możesz kupić warzywa i wieńce pogrzebowe, może być dobrym miejscem na butik z autorskimi ubraniami. Dodatkowo, Hala to kawał wspaniałej architektury, piękne wnętrze, niestety zaniedbane i źle prowadzone. Ale i tak ma moc. No i ja się tu bardzo dobrze czuję i lubię to miejsce. Dlatego chciałabym, żeby działy się tu fajne rzeczy. Zwłaszcza, że patrząc na mój przypadek, widać, że to ma potencjał.
Jak udaje Ci się połączyć prowadzenie firmy z życiem rodzinnym?
M: Właściwie to nie wiem. Pół roku temu urodziłam drugie dziecko. Myślałam, że zrobię sobie przerwę od pracy. Ale jakoś mi nie wyszło. Chyba tak to jest, jak się kocha to, co się robi. Oczywiście jest bardzo ciężko, ale z pomocą męża daję radę. Poza tym, co widać na zdjęciach, młodszy syn jest moim nieodzownym towarzyszem.
No i nie odkryję Ameryki, kiedy powiem, że im mniej masz czasu, tym więcej robisz. Zaczynasz cenić czas i uczysz się wykorzystywać każdą wolną minutę.
Jestem też osobą, która oprócz tego, że robi to co kocha, to umie też nie pracować i się tym niepracowaniem cieszyć. Uwielbiamy szwędać się rodzinnie po Wrocławiu, zwłaszcza po kawiarniach. No i kochamy podróże. A to jest najlepsza okoliczność, żeby pobyć razem z dala od pracy, tylko ze sobą. Pakujemy plecaki i dzieciaki i i jedziemy w świat. Czasem blisko, czasem bardzo daleko
Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu własnej firmy? O czym należy pamiętać, przy prowadzeniu swojego biznesu?
M: W moim wypadku, najtrudniejsza jest współpraca z ludźmi i cedowanie obowiązków. Tak jak wspominałam, PULPĘ traktuję bardzo osobiście, zaczynałam od robienia wszystkiego sama. I teraz jest mi bardzo trudno powierzyć jakieś działania komuś innemu. Nawet nie chodzi o to, że ktoś mógłby sobie z tym nie poradzić, ale jeszcze jakiś czas temu bałam się, że to już nie będzie moje, że zacznę okłamywać odbiorcę. To jest głupie myślenie, ale tak niestety miałam.
A o czym trzeba pamiętać? O tym, że niezależnie co się robi, trzeba być szczerym w stosunku do siebie i innych. Nie można udawać kogoś kim się nie jest. Odbiorca nie jest głupi i szybko wychwyci fałsz. Poza tym, po co robić coś, czego się nie czuje. Szkoda czasu i energii.
Zdjęcia do artykułu wykonała Marta Olejnik.
Chcesz poznać inne inspirujące osoby z Wrocławia? Bądź na bieżąco!
Cudowna osoba, mądra filozofia nie-posiadania i te ubrania do zakochania! Praca i podróże to też moje pasje, tym bardziej jest więc miło poczytać o takiej polskiej marce. Ja tez bardzo lubię len i materiały naturalne, jeszcze nic od Pulpy nie mam ale to się pewnie wkrótce (po wypłacie) zmieni, bo już upatrzyłam sobie kilka modeli. Życzę powodzenia w dalszym rozwoju marki no i zajrzę do butiku przy okazji wizyty we Wrocku:)