Gdybym miała dać jakąś podpowiedź odnośnie moich gości, to pewnie w pierwszej kolejności powiedziałabym „Elo followersi!”, a tuż potem wyciągnęłabym dużą mapę świata. Kto to może być? Nikt inny jak duet Rób Swoje, czyli Emilka i Karol! Zarażają pasją do podróży na swoim blogu, prowadzą własną agencję social media, a od niedawna są świeżo upieczonym małżeństwem. Brzmi ciekawie. Dowiedzmy się zatem więcej na ich temat!
Michalina Wróbel: Nie wiem od czego zacząć, więc klasycznie zacznę od początku – czyli od podróży. Zdaje się, że to one Was połączyły?
Emilka: Generalnie zaczęło się od tego, że Karol podróżował przede mną. Zaczął swoją przygodę z podróżami zanim się poznaliśmy, więc to on zaraził mnie tą pasją, zabierając mnie w pierwsze podróże. Ale wydaje mi się, że to pytanie jest do Ciebie Karol…
Karol: No bo ja Cię zaraziłem podróżami! Myślę, że można śmiało powiedzieć, że podróże nas połączyły. Zwłaszcza, kiedy napotykaliśmy się w ich czasie na różne trudności czy ogólnie staraliśmy się podróżować w sposób nieszablonowy. Odkryliśmy, że możemy na siebie liczyć i wspierać się nawzajem.
To pozostając w temacie podróży, pytanie do Karola – podobno najbardziej upodobałeś sobie kraje za naszą wschodnią granicą. Dlaczego?
Karol: Wschodnia granica wydaje mi się bardziej autentyczna niż inne kraje, które są na południu i na zachodzie, czyli kraje bardziej turystyczne. Ze względu na tę autentyczność można poznać ludzi opowiadających historie, które nie są stworzone pod turystów, ale są prawdziwe. Wschód w szczególności postradziecki, czyli Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, jest podobny do Polski sprzed lat, tam świat zatrzymał się jakiś czas temu. W związku z tym można się poczuć trochę jak w opowieściach rodziców, jak to kiedyś było w Polsce.
Które państwa zza naszej wschodniej granicy najbardziej Cię zachwyciły tą autentycznością?
Karol: Z Emilką byliśmy na Ukrainie, a ja byłem jeszcze na Białorusi i w Rosji. Najbardziej urzekła mnie Białoruś. Jest to bliski nam kraj, w którym są podobni do nas ludzie, ale ten świat jest inny. Na pierwszy rzut oka nie widać tam żadnego problemu, natomiast ludzie, którzy tam żyją opowiadają o trudnych doświadczeniach. Nie próbują się zachować inaczej ze względu na turystów, tylko są po prostu sobą. Podobnie Rosja, gdzie byłem i w Moskwie, i koleją transsyberyjską pojechałem na wschód tak daleko, jak się tylko da. I muszę przyznać, że jest bardzo autentycznie i ta Rosja wygląda rzeczywiście tak, jak w stereotypach o niej czy choćby na filmikach, które znajdziemy na Youtube.
Emilka – przeczytałam, że marzysz o własnym camperze. Wyobraź sobie sytuację, że dostajesz taki camper na własność np. wygrywasz go nagle w jakimś konkursie. Dokąd się udasz w pierwszej kolejności?
Emilka: Tu trochę wszystkich zaskoczę, bo po prostu wyruszę przed siebie. Gdyby się okazało, że dostałabym teraz campera albo wygrałabym, tak jak powiedziałaś, to pojechałabym gdziekolwiek. Na przykład w polskie góry, by spędzić pierwszą noc we własnym camperze. Chciałabym przeżyć to na własnej skórze. Mieliśmy już sporo przygód z wynajmowanymi vanami czy camperami, ale myślę, że ten własny kącik to zupełnie inna sytuacja, poczucie spełnienia i radości.
Z Waszej perspektywy jakie są plusy i minusy tego typu podróżowania, czyli np. vanem? Dla jednych to jest super przygoda, a dla innych umęczenie – bo wygodniej samolotem i w hotelu.
Emilka: Wydaje nam się, że nie potrzebujemy wiele do szczęścia. To, że przestrzeń jest ograniczona w takim samochodzie – w ogóle nam nie przeszkadza. Jedyny problem, jaki występuje u nas w tym przypadku, to duży bałagan, który robimy wokół siebie. Myślę, że osoby, które nie rozumieją podróżowania camperem, powinny zwrócić uwagę na zalety tej podróży takie jak: wszechobecna wolność, możliwość zatrzymania się w każdym momencie i w każdej sytuacji, kiedy tylko się chce. Nam się bardzo to podoba, że jedziemy polną drogą, widzimy nagle piękny zachód słońca i możemy się zatrzymać. Nie musimy myśleć, jadąc pociągiem o tym, że szkoda, że nie możemy się zatrzymać. Dla mnie jest to największy atut tego typu podróżowania.
Karol: W pełni się z tym zgadzam. Dodam jeszcze, że dla nas w czasie podróżowania najważniejsze jest przeżywanie historii, obcowanie z naturą i ludźmi. To nie wygodne łóżko jest dla nas najważniejsze podczas podróży tyko ta cała historia, która dzieje się obok.
Emilka: Poza tym w trakcie takich podróży camperowych człowiek orientuje się, jak niewiele potrzeba do szczęścia i do życia. Nagle się okazuje, że wielkie wille i domy, to wszystko za czym teraz wszyscy gonimy nie jest nam potrzebne, bo na kilku metrach kwadratowych jesteśmy w stanie przeżywać piękniejsze rzeczy.
A propos przeżywania historii i doświadczania – mówi się, że podróże kształcą. Czego Wy się nauczyliście poprzez podróże?
Karol: W stu procentach zgadzam się z tym, że podróże kształcą. Poznajemy ludzi żyjących w różnych miejscach, na różnym poziomie, przeżywających różne rzeczy. Możemy dostrzec inne od naszych wartości. Zwłaszcza jadąc w dalekie od nas kierunki np. do krajów arabskich. Z jednej strony poznajesz człowieka, który słucha podobnej muzyki, ogląda podobne filmy czy seriale na Netflixe, ale jego wartości życiowe są kompletnie inne od naszych. My w naszym świecie, można powiedzieć bardziej zachodnim, często nie mamy czasu, żeby się nad tym zastanawiać.
Emilka: Mnie podróże nauczyły i uczą cały czas – nie oceniać innych. Żyjemy często w przekonaniu, że nasze podejście do świata jest właściwe i najlepsze. Kwestie takie jak prowadzenie własnego biznesu czy właśnie jego nieprowadzenie, bo często podróżując spotykamy się z ludźmi, którzy posiadają inne podejście do pracy. Mają więcej luzu, mniej się spinają. Na początku dziwiłam się temu, nie potrafiłam ich zrozumieć. „Ta knajpa powinna być zupełnie inaczej prowadzona, byłoby więcej klientów” – myślałam. W pewnym momencie zrozumiałam jednak, że nie każdy potrzebuje tego samego do szczęścia i wydaje mi się, że jest to duża wartość.
Karol: Jest to też pole do inspiracji i poszerzenia horyzontów. Poza tym podczas rozmowy z ludźmi z innych kultur widać wzajemną fascynację. My się fascynujemy nimi, ich podejściem do życia, a oni nami. To może być niekiedy poznanie kraju przez historię jednego człowieka.
Emilka: W sumie po tych naszych odpowiedziach na to pytanie wychodzi na to, że jesteśmy bardzo skupieni na ludziach. Ciekawe!
To, że podróże mają wielką wartość i pozytywne aspekty, nie ulega wątpliwościom. Mnie zastanawia, jakie jest Wasze podróżnicze rozczarowanie.
Emilka: Nas zawsze rozczarowują miejsca turystyczne w sezonie, czyli miejsca bardzo popularne wśród turystów. W sezonie są tam tłumy, a my nie czujemy się dobrze w takich sytuacjach. Jednym z największych naszych rozczarowań to…
Karol: …plaża Maya Bay w Tajlandii. Uważana za najpiękniejszą plażę na świecie, sfotografowania przez największych fotografów i gwiazdy na świecie. To wszystko sprawia, że masz wielkie oczekiwania względem tego miejsca, budujesz sobie w głowie jakieś wyobrażenie o nim. Poza tym drogo kosztuje, żeby się tam dostać. Kolejna sprawa – nie można nawet zrobić sobie spokojnie zdjęcia w tym miejscu, bo po prostu jest tam tłum ludzi. Wydaje mi się, że miejsca bardzo popularne wśród turystów trochę zawodzą, bo zwykle na starcie mamy duże oczekiwania względem tego miejsca, a w rzeczywistości spotyka nas rozczarowanie za rozczarowaniem.
Jak podróżowanie wygląda u Was teraz, kiedy jesteście „na swoim”? Kiedyś pracowaliście pewnie na etacie, więc mogło to wyglądać trochę inaczej.
Emilka: Rozpoczęliśmy własny biznes właściwie w momencie, kiedy się rozpoczęła pandemia, więc jest to ciężkie do zweryfikowania. Jednak z pewnością rzecz, którą już teraz zauważamy to wolność. Nikt nam nie mówi, kiedy mamy podróżować, tylko sami możemy sobie to ustalać. Mamy też możliwość pracy zdalnej, więc możemy wyjechać i przez kilka tygodni pracować zdalnie.
Karol: Ja kiedyś pracowałem na etat w korporacji. I takim moim motorem napędowym do tego, aby zmienić swoje życie, swoją wolność, jeśli chodzi o pracę – była nieprzyjemna sytuacja w pracy w związku z moim urlopem. Miałem już zaklepany wyjazd, kupione bilety, zarezerwowane noclegi. Wcześniej termin był wstępnie dogadany z szefem, ale dwa tygodnie przed wyjazdem nie chciał on dać ostatecznej zgody, robił mi ogromny problem o to, żebym dostał ten urlop. Pomyślałem, że czas na zmianę i nie chcę, żeby ktoś decydował o tym, czy w wolnym czasie, który mi się należy czy mam gdzieś pojechać czy też nie.
To skoro już pojawił się temat pandemii, to moje pytanie brzmi – czy teraz, w obecnej sytuacji pandemicznej można bezpiecznie podróżować Waszym zdaniem?
Karol: Uważam, że tak. Oczywiście przestrzegając obostrzeń, które obowiązują w danym kraju, czyli noszenia maseczek, dezynfekcji rąk itd. Można podróżować, ale trzeba to robić z głową. Powołam się na taki przykład, że wewnątrz kraju np. Polsce ludzie też migrują między miastami. Więc między państwami też myślę, że można migrować. Warto też spojrzeć na to z drugiej strony – istnieje wiele państw, które żyje głównie z turystyki i w tym momencie przeżywają ogromne kryzysy. Można ich zatem wesprzeć, pomóc ludziom, którzy stracili pracę, np. w Tajlandii.
Waszym zdaniem we Wrocławiu i okolicach istnieją niebanalne, atrakcyjne dla turystów miejsca. Nie mam tu na myśli tych najbardziej popularnych jak Rynek czy Zoo.
Emilka: Zabawne, że o to pytasz, bo mieliśmy stworzyć artykuł na bloga o takich niebanalnych, alternatywnych miejscach we Wrocławiu. Jednym z naszych ulubionych miejsc jest podwórko na Roosevelta, znajdziemy tam sporo murali. Generalnie całe Nadodrze wydaje nam się atrakcyjne. Jest tam sporo miejsc, ciekawych kawiarni, knajp, sklepów, gdzie można kupić alternatywne produkty. Oprócz tego w okolicach Rynku polecamy Halę Świebodzki. Często w trakcie podróżowania po świecie poszukujemy food courtu, bo we Wrocławiu żadnego nie było.
Karol: My czasem spacerując po Wrocławiu myślimy sobie, że fajnie byłoby tu być w roli turysty. Podróżując, zwiedzając miasta po prostu spacerujemy i natrafiamy spontanicznie na takie miejsca. Uważam też, że beach bary są bardzo ciekawymi miejscówkami. Za granicą rzadko można je spotkać, u nas się wyjątkowo rozwinęły. Także miejsca nad Odrą, które są zagospodarowane jak np. Bulwar Dunikowskiego. Schodki, na których można usiąść i coś wypić, spędzić czas z naturą i sobie odpocząć.
Zaczęliście prowadzić biznes w czasie pandemii i w zasadzie ona trwa. Jak Wam się udaje przetrwać trudny okres?
Emilka: Jak nam się raczej udaje, bo jesteśmy w tym skromni (Karol jest mniej skromy ode mnie) i chyba nie odnieśliśmy jeszcze sukcesu. Ja decyzje o zmianie trybu pracy podjęłam dokładnie rok temu. Dokładnie w styczniu skończyłam poprzednią pracę, a w marcu przyszła pandemia. To było dla mnie trudne, byłam nastawiona negatywnie na początku. Osoby, które pracowały w tamtym czasie na etacie miały łatwiej, posiadały jakieś zabezpieczenie. Wydawało mi się, że podjęłam złą decyzję. Ale na szczęście mamy wokół siebie pozytywnych ludzi i dzięki nim miałam siłę, żeby się nie poddawać i walczyć dalej o swoje marzenia o prowadzeniu własnej agencji social media i bloga na pełny etat. Zaczęliśmy więc robić to, co najbardziej lubimy. Myślę, że w tym tkwi sekret.
Karol: Myślę też, że akurat teraz kiedy większość branż przeżywa kryzys, to branża internetowa była dobrym wyborem. Decyzja, że chcemy stworzyć agencję social media zapadła już wcześniej, ale przez pandemię internet urósł w siłę. Wydaje mi się, że pandemia sprawiła to, że musieliśmy trochę przeformułować swoje cele i potrzeby. Nagle pojawiła się praca zdana, nauczanie zdalne, musimy się do tego wszystkiego dostosować.
Emilka: Ja jeszcze chciałam dodać, że jeśli decydujemy się na własny biznes musimy być elastyczni i musimy mieć świadomość tego, że nie zawsze będzie dobrze. Każdy biznes ma swoje bolączki, ma swoje słabości.
Praca zdalna – jedni ją uwielbiają, a inni na nią narzekają. Jak Wy podchodzicie do takiego trybu pracy?
Karol: Ja pracuję w trybie mieszanym. Część pracy wykonuje zdalnie, ale pracuję także w biurze. Wydaje mi się, że nie byłbym stanie znieść tylko pracy zdalnej. Jak rozmawiam z moimi znajomymi, którzy pracują już któryś miesiąc zdalnie, to stwierdzam, że to nie dla mnie. Potrzebuję dużej ilości kontaktu z ludźmi, jestem ekstrawertykiem. Cieszę się, że nie jestem skazany tylko na pracę zdalną, choć wiem, że wiele osób marzyło o takiej pracy.
Emilka: Ja w tym momencie pracuję cały czas zdalnie i w sumie o tym marzyłam. Mam jednak momenty słabości i wiem, że mnóstwo osób też tak ma. Jest na to taki patent, że można iść popracować do kawiarni, pobyć kilka godzin wśród ludzi. Mi to pomaga i wpływa na moją kreatywność – przychodzą mi do głowy lepsze pomysły niż gdybym siedziała w domu.
Zdaje się, że jesteście entuzjastami social mediów. Oglądałam ostatnio serial na Netflixe „The Social Dilemma” o negatywnym wpływie social mediów na ludzkość. Uważacie, że da się uniknąć tego?
Karol: Wydaje mi się, że fajnie by było, gdyby ludzie znali schemat i algorytmy Facebooka czy Instagrama. Firmom działającym w internecie, na portalach społecznościowych zależy na tym, żebyśmy spędzili jak najwięcej czasu na ich stronie. Możemy wyłączyć powiadomienia, odobserwować strony, które nam się już nie podobają. Myślę, że mając świadomość tego, jak działają social media, możemy się ustrzec. Wiele osób łapie się na tym, że skroluje facebooka i nie zapamiętuje nic z treści. Uświadamia sobie wtedy, że straciły właśnie 15 minut. Moja rada jest taka, żeby co jakiś czas robić sobie research „co klikałem?”, „co obserwuje” i selekcjonować.
Emilka: Zgadzam się, że niektóre aplikacje kradną nasz czas. Uważam, że końcówka filmu, o którym wspomniałaś była kluczowa. My sami możemy ograniczać sobie czas na social mediach, ustawiać powiadomienia, które by tego pilnowały. Dużo osób korzysta teraz z aplikacji, które zliczają czas, jaki spędzamy na różnych portalach. Dodatkowo podoba mi się zwyczaj niewnoszenia telefonu do sypialni, małe zmiany i próby ograniczenia. Jesteśmy entuzjastami, ale staramy się nie korzystać non stop z social mediów.
Z Waszej perspektywy to trudne zadanie – ograniczać social media. Prowadzicie swojego instagrama, regularnie wrzucacie treści, również prywatne. Ja sama czasem się łapię na tym, że będąc gdzieś np. na imprezie muszę to udokumentować na instagramie, zamiast być w pełni tu i teraz.
Emilka: Wbrew pozorom niewiele dodajemy na Instagrama. Dużą część naszego życia zostawiamy sobie i znajomym. Staramy się nie dodawać nic takiego bardzo prywatnego jak np. Stories z urodzin znajomych, które są czasem fenomenalne. Nasze social media są mocno dopracowane, więc dodając coś na imprezie, zajęłoby nam za dużo czasu, żeby wstawić coś, co nam odpowiada. Zwykle dodajemy treści, jeśli po prostu tego chcemy. Nie czujemy obowiązku. Jeśli jesteśmy w podróży, to chcemy dodać relację z podróży – daje nam to sporo radości. Ale też mamy w momentach podróżniczych takie refleksje, że „ok, spędziliśmy dzisiaj dużo czasu nagrywając, zróbmy sobie wieczór kompletnie bez social mediów”. Ostatnio nawet złapaliśmy się na tym, co dla mnie było kiedyś nie do zrobienia, że dodajemy relację po podróży. Wcześniej starałam się to robić na bieżąco i jak coś nagrywałam, to najpóźniej wieczorem siadałam w hotelu, hostelu czy miejscu, w którym spaliśmy. Po prostu musiałam wrzucić treść, bo przecież wszyscy wiedzą, że podróżujemy i czekają na naszą relację. I ostatnio się zorientowałam, że nic się nie stanie, jeśli dodamy to dzień później lub kilka dni później.
Karol: Mi jeszcze teraz przyszła na myśl jedna refleksja. Kiedyś, jak się podróżowało, to nie było relacji w czasie rzeczywistym tylko ewentualnie jakaś jedna fotka na Facebooku się pojawiła przez na przykład 2 tygodnie podróży. Wtedy bardzo często się zdarzało, że wracaliśmy z podróży i spotykaliśmy się ze znajomymi, żeby opowiedzieć im, co się wtedy działo. Teraz jest tak, że wraca się z podróży i nie ma tych spotkań, gdzie się opowiada i przeżywa się tą historię, bo ta historia jest już znana i pojawiła się na relacji.
Emilka: To się nazywało „spotkanie z podróżnikiem” wśród naszych znajomych. Robiliśmy sobie w wąskim gronie takie spotkania i na przykład my opowiadaliśmy o miejscu, w którym byliśmy ze szczegółami. Potem ktoś inny wracał z podróży i tak samo specjalnie było zwoływane spotkanie, żeby dokładnie opowiedział, co się tam zobaczyło i zwiedziło. I pokazać zdjęcia. Teraz wszyscy widzą je na Instagramie. Chociaż mamy takiego jednego przyjaciela, który nic nie publikuje i jeszcze z nim robimy spotkania podróżnicze (śmiech).
To na koniec pytanie o Waszą nazwę Rób Swoje. Prosta, ale ciekawa. Wiąże się jakaś historia z tym, jak powstawała?
Karol: Teraz wymyślamy nazwy profesjonalnie dla jakichś brandów, które powstają – ten proces jest skomplikowany i oparty na przemyśleniach. Ja osobiście nie pamiętam nawet dokładnie kiedy na nią wpadliśmy. Pamiętam jednak, że najbardziej mnie zdziwiło, jak chcieliśmy zarejestrować domenę na Facebooku czy Instagramie, to ta nazwa była wolna. Uważam, że ta nazwa jest dobra nie tylko pod tym względem, że odnosi się do podróży, ale też odnosi się do branży, w której pracujemy. Tak naprawdę prowadząc swój biznes, każdy robi swoje, a my robimy swoje w internecie dla nich (różnych brandów), więc fajnie się to łączy. Jestem dumny z tej nazwy!
Emilka: Ja pamiętam ten moment, kiedy ta nazwa powstała – siedzieliśmy w kuchni i próbowaliśmy wymyślić nazwę okołopodróżniczą. Nie wiem, czemu wymyśliliśmy taką nazwę, ale wydaje mi się, że już wtedy kiełkowała w nas chęć robienia czegoś swojego, kiedy pracowaliśmy oboje na etat. Fajne jest ta nazwa powstała i rozwija się z razem z nami!