Pasja Natalii do mody i do kolekcjonowania rozwijała się naturalnie na przestrzeni lat. Najpierw powstała marka Cindy Vintage, coraz bardziej popularne stawały się Vintage Markety w Surowcu, a od niedawna istnieje także sklep stacjonarny z ubraniami vintage przy Dubois 18 na Nadodrzu.
Aleksandra Partyka: Jakbyś opisała siebie w kilku słowach, czy marka Cindy Vintage jest do Ciebie podobna?
Natalia: Na pewno marka Cindy Vintage jest do mnie podobna, ponieważ została stworzona przeze mnie. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Jeśli robi się coś z pasją, to przekuwa się w to swój charakter. A co do mnie… Przede wszystkim jestem osobą uśmiechniętą.
Skąd się wzięła nazwa Cindy Vintage? Czy kryje się za nią jakaś historia?
Natalia: Jasne! Z tą nazwą jest związana niejedna historia. Cindy była moją pierwszą lalką i to nie byle jaką! Nie była to zwykła, różowa lalka Barbie. Cindy nosiła spodnie i marynarkę z poduchami, był to ‘power look’, typowy dla okresu lat 90. Moja lalka była kobietą biznesu, kobietą sukcesu. Kiedy zastanawiałam się nad nazwą dla marki, pomyślałam sobie, że to właśnie imię Cindy najbardziej kojarzy mi się z moim ulubionym okresem vintage, czyli okresem lat 80. i 90. Z moją mamą ćwiczyłyśmy aerobik nagrany na kasecie VHS z Cindy Crawford. Z latami 90. kojarzy mi się też Cyndi Lauper ze swoimi kolorowymi strojami. Zdecydowanie imię Cindy utkwiło mi w pamięci.
Skąd miałaś taką lalkę? Od razu miała na imię Cindy?
Natalia: Kupili mi ją rodzice, w latach 90-tych. Tak, na pudełku było imię i tak już zostało.
Czy to właśnie lalka Cindy zapoczątkowała Twoją pasję do mody? Jak zaczęła się Twoja pasja do ubrań, w tym ubrań vintage?
Natalia: Po części lalka miała na to jakiś wpływ, chociaż najbardziej przyczyniły się do tego moja mama i babcia, ponieważ zawsze z nimi chodziłam do second-handów. W latach 90-tych jeszcze nieco obciachowe było przyznawanie się do tego, że ma się ubrania z drugiej ręki, ale moja babcia i mama zawsze wynajdywały tam skarby… Pamiętam, że jak chodziłam na gimnastykę artystyczną, mama kupowała mi super stroje gimnastyczne jeszcze z lat 70 tych. Od zawsze szperałam i doceniałam, że można skorzystać z czegoś, co już zostało wyprodukowane.
Czyli od początku była to bardziej pasja do ubrań z historią… Niekoniecznie ogólne zainteresowanie kwestiami mody i późniejsze ‘przejście’, ‘ewolucja’ w stronę vintage?
Natalia: Tak. Bardzo podobało mi się, że te rzeczy były wyjątkowe i niepowtarzalne. Wiele osób pytało się mnie, skąd ‘wynalazłam’ daną rzecz, ponieważ nie było to coś typowego, ściągniętego z manekina wystawy sklepowej. Już w tych latach 90-tych załapałam ‘bakcyla’ na szperactwo. Dodatkowo mój tato jest kolekcjonerem wszystkiego, więc moja pasja do kolekcjonowania rzeczy rozpoczęła się wcześniej, w rodzinie. Dodatkowo moja mama dostawała wiele ubrań od przyjaciółek ze Szwajcarii i Włoch. Bardzo podobało mi się, w jaki sposób te rzeczy były wykonane. Oprócz tego przeglądałam stare gazety przywożone z Niemiec przez znajomych moich rodziców, to
były stare Burdy1. Bardzo podobały mi się tamte wszystkie kroje, wzory. Do tej pory pozostała ta sympatia.
I sentyment, a stąd prawdziwa pasja. Studiowałaś coś zupełnie niezwiązanego z modą, jesteś panią inżynier, ale jednak to zamiłowanie do mody ‘zwyciężyło’- masz własny sklep. Czy myślałaś kiedyś o innej ścieżce rozwoju związanej z modą – o dziennikarstwie modowym, projektowaniu ubrań, byciu stylistką…?
Natalia: Tak… Czasami mam okazję pomagać w stylizacjach, współpracuję z wieloma fotografami i stylistami. Pomału próbuję w tym swoich sił, zaczynam się realizować i bardzo mi się to podoba. Marzę o tym, żeby stworzyć swoją markę odzieżową, stylizowaną na kroje z lat 80-tych. Moim kolejnym planem jest zapisanie się na kurs szycia. Być może tutaj, po sąsiedzku na Nadodrzu, do Róży Rozpruwacz? Jeśli chodzi o dziennikarstwo modowe, w znacznie mniejszym formacie, ale próbuję swoich sił na razie na swoim profilu facebookowym. Staram się opisywać historie rzeczy, które sprzedaję.Czasami też trochę fantazjuję, zawsze stosuję spersonalizowane opisy do każdej rzeczy.
Dajesz się wtedy ponieść wyobraźni i kreujesz historie?
Natalia: Tak. Oglądam na VHS-ach wiele filmów z lat 80. i 90. Przeglądam też stare czasopisma i mocno daję się wtedy ponieść własnej fantazji.
Mówiłaś, że marzysz o swojej marce i o tym, żeby się nauczyć szyć. Czy na ten moment już coś szkicujesz, projektujesz, czy bardziej masz te wizje w głowie, może jedno i drugie?
Natalia: Jedno i drugie, na razie wszystko zostaje w szufladzie, ale mam nadzieję, że kiedyś ujrzy światło dzienne.
Interesuje mnie kwestia ‘techniczna’ – marka funkcjonowała wcześniej niż sklep. Byłaś dostępna online, wystawiałaś się na vintage marketach. Jaka była droga do otworzenia własnego stacjonarnego vintage shopu? Co cię zmotywowało?
Natalia: Była to przede wszystkim odpowiedź na zapytania moich klientów. Po wyjazdach na targi do różnych miast Polski i po organizacji targów we Wrocławiu, zauważyłam bardzo pozytywny odzew ze strony klientów. Miałam wiele zapytań, gdzie można moje rzeczy przymierzyć stacjonarnie, czy planuję otwarcie sklepu, dlaczego jeszcze go nie ma, albo wręcz wiele osób pytało, gdzie jest sklep i gdzie mogą się udać. Kolejny powód był bardziej praktyczny – nagromadziłam tak wiele rzeczy, że potrzebowałam przestrzeni na ich ekspozycję.
Skąd rzeczy biorą się u Ciebie w sklepie? Gdzie je znajdujesz, wyszukujesz?
Natalia: To jest moja słodka tajemnica, której nie zdradzę. Są to przeróżne miejsca i te polowania trwają nieustannie. Część z nich jest na terenie Wrocławia, poza Wrocławiem, poza granicami Polski, szukam stacjonarnie i wirtualnie. Często są to rzeczy pochodzące z prywatnych kolekcji. Wiele rzeczy ocalało dzięki temu, że je wynalazłam. Na przykład koszula Versace – gdybym jej nie chwyciła w ostatnim momencie, zostałaby zniszczona.
Czy pamiętasz upolowanie jakiejś ‘modowej perełki’?
Natalia: Była to jedwabna, ręcznie obszywana apaszka z sygnaturą atelier Versace z lat 90-tych. Tej rzeczy nie wystawiłam na sprzedaż, została w rodzinie. Wczoraj upolowałam super perełkę! Jest to suknia z przełomu lat 80. i 90., Jean Paul Gaultier… Sprawdzam jeszcze jej historię. Oczywiście wszystkie rzeczy pochodzące ze znanych domów mody, które sprzedaję, są najpierw przeze mnie sprawdzane.
Czy w takim razie głównie sprzedajesz ubrania znanych projektantów, czy masz też swoje inne ulubione marki, sklepy vintage?
Natalia: Oczywiście drżą mi ręce, kiedy wyciągam apaszkę Versace ze sterty niepotrzebnych ubrań, ale nie skupiam się tylko i wyłącznie na znanych markach. Przy mojej selekcji zwracam uwagę na jakość rzeczy, na materiały, na świetnie skrojone fasony, na wzornictwo i kolory. Te rzeczy mają niesamowite detale, wyjątkowe przeszycia guzików, guziki z masy perłowej, nawet metki są kolorowe, wyszywane. Każda rzecz, którą wynajduję, jest przeze mnie starannie sprawdzana. Zaznaczę, że w mojej selekcji są same rzeczy vintage. Często mylnie jest wprowadzana nazwa ‘retro’ i ‘vintage’. Ubrania vintage są to ubrania, które mają przynajmniej 20 lat.
Są ponad pełnoletnie…
Natalia:Tak. Natomiast moda retro jest to stylizowanie się na poprzednie dekady.
Jak sama określiłabyś swój styl, czy zdarza ci się mimo wszystko czasami kupować w sieciówkach, masz swoje ulubione marki?
Natalia: Swój styl niewątpliwie oceniłabym jako styl vintage. Nie chodzę już do sieciówek. Pracowałam w trakcie studiów w kilku sieciówkach. Sporo czytam i dowiaduję się na temat masowej produkcji odzieży i zrezygnowałam zupełnie z mody ‘fast fashion’. Wolę ubierać się w rzeczy, które zostały już wyprodukowane lub u lokalnych projektantów. Jeśli zdamy sobie sprawę z tego, jak długa jest droga do powstania danej rzeczy i jak wiele osób jest zaangażowanych w proces produkcji, to nabieramy szacunku do ubrań. Częściej korzystamy z usług krawca czy szewca. Czasami wydawałoby się, że jest to wybór nieco droższy, ale są to tylko pozorne wrażenia. Długofalowo pozwala to na tworzenie oszczędności. Możemy sobie pozwolić na zakupy zrównoważone, bardziej świadome. Mamy pewność, że te rzeczy nam o wiele dłużej posłużą i być może przetrwają kolejne dekady.
Czy właśnie ze względu na takie przekonanie i to, co teraz mówisz o zrezygnowaniu z ‘fast fashion’, zdecydowałaś się ostatnio na współpracę z Biblioteką Ubrań?
Natalia: Tak, między innym dlatego. Bardzo spodobała mi się też idea sharingu. Mam w swojej kolekcji wiele ubrań z lat 70-tych, to są już takie perełki, z którymi ciężko by mi się było zupełnie rozstać. To są wzory, które już się nie powtórzą, ubrania, których już się nie wyprodukuje i postanowiłam taką kolekcję udostępnić w Bibliotece Ubrań. To też sposób na rozwój marki. Mam ostatnio wiele zapytań o wypożyczanie rzeczy do sesji zdjęciowych i do teledysków, to też może być fajna droga na rozwój.
Czy Twoim zdaniem Wrocław jest podatnym gruntem na rozwój i istnienie sklepów vintage i vintage marketów?
Natalia: Bez wątpienia tak. Jeśli wszędzie na świecie vintage shopy mają rację bytu, sądzę, że tak samo jest w przypadku Wrocławia. Współorganizuję Vintage Market w Surowcu, oraz targi Vintage Lovers na Wyspie Tamka. Na każdą kolejną edycję przychodzi coraz więcej osób. To dobry znak!
Atmosfera vintage marketów jest chyba nastawiona na nawiązywanie bardziej personalnego kontaktu z klientem, jak to czujesz?
Natalia: Zawsze staram się pomóc w doborze stylizacji, bo wiem, że można się pogubić w gąszczu tylu ubrań, kolorów. Czasami faktycznie widzę konkretną osobę i udaje mi się jej odpowiednio doradzić. Klienci to na pewno doceniają. Na vintage marketach jest też wielu wystawców, każdy ma swoją odrębną selekcję. Warto porozmawiać z wystawcami, poznać historie konkretnych rzeczy. Jest kolekcjonerka z Bystrzycy Kłodzkiej, która ma kolekcję jedwabnych krawatów. Dostała je od swojej mamy, a jej mama otrzymała je w latach 90-tych od pani, u której pracowała za granicą. Ta pani przy każdej okazji kupowała dla swojego męża jedwabny krawat w kwiaty. To są właśnie historie, które nadają duszę ubraniom, które oferujemy na vintage marketach.
Myślisz, że to ze względu na ‘duszę’ ubrań, niesione historie i nostalgię ludzi za przeszłością vintage shopy i vintage markety stają się coraz bardziej popularne i są częściej organizowane?
Natalia: Między innymi tak. Są też fajną opozycją dla mody ‘fast fashion’. Poza tym, wydaję mi się, że moda na ‘retro’ funkcjonowała cały czas. I w modzie, i w muzyce zawsze czerpało się z minionych dekad. To my decydujemy o tym, która z nich będzie pasowała do naszego stylu. Ja na przykład uwielbiam lata 80. i 90., ale ostatnio wchodzę w coraz większy romans z latami 70. i też pomału z 60.ss To się w każdym z nas zmienia.
Czym wrocławskie vintage markety różnią się od tych, organizowanych w innych miastach Polski, jaka jest tam atmosfera? Czy dostrzegasz różnicę w klimacie?
Natalia: Wiele zależy od miejsca. Vintage Market w Surowcu organizowany jest pod Galerią Neonów i to na pewno stwarza wspaniały klimat i świetnie współgra z selekcją ubrań i dodatków. Staramy się też zawsze przy okazji Vintage Marketów organizować dodatkowe wydarzenia i warsztaty. Bardzo chętnie wyjeżdżam do Warszawy, do Krakowa. Wyjazdom zawsze towarzyszą bardzo ciekawe spotkania z klientami. Zachęcam do wybierania się na vintage markety, każdy znajdzie coś dla siebie!
A jaki był najbardziej zaskakujący vintage shop, w którym zdarzyło ci się być?
Natalia: Był to vintage shop w Berlinie. Na parterze znajdowały się ubrania vintage, ale po drabinie można było zejść do piwnicy, gdzie znajdowały się przerobione ubrania vintage na kolekcje inspirowane BDSM.
Patrząc na to, że w swoim sklepie masz antresolę i jeszcze troszkę wolnej przestrzeni, czy chciałabyś zrobić coś również z tą przestrzenią?
Natalia: Ten vintage shop pokazał mi, że nie istnieją żadne granice architektoniczne *śmiech*. Moje schodki mogą już niebawem mogą prowadzić do dodatkowej kolekcji vintage – może niekoniecznie w takim stylu jak w Berlinie, ale na pewno chętnie poszerzę swój asortyment.
Czyli główne plany na rozwój Cindy Vintage to głównie poszerzenie przestrzeni sklepu oraz kolejne współprace z osobami robiącymi sesje zdjęciowe czy teledyski…
Natalia: Na pewno tak.Chciałabym także, aby sklep stacjonarny był miejscem nie tylko do udanych zakupów, ale i miejscem spotkań oraz ciekawych warsztatów.
Odnosząc się jeszcze do wspomnianych przez ciebie teledysków – w których produkcjach możemy wypatrzeć twoje ubrania?
Natalia: Jedna z moich jedwabnych bomberek brała udział w teledysku Natalii Kukulskiej „Halo Ziemia”, może nie była ubierana przez samą wokalistkę , ale miała tam swoje ładne wejście.
Jak nawiązujesz tego typu współprace?
Natalia: To się czasami dzieje bardzo przypadkowo, naturalnie. Jedną z moich transparentnych koszul miała też na sobie Beata Kozidrak podczas sesji zdjęciowej. Akurat współpraca nawiązała się przy okazji wyjazdu na targi do Warszawy.
Czy są konkretne osoby albo zespoły, z którymi chciałabyś współpracować, które chciałabyś, żeby miały na sobie rzeczy z Cindy Vintage?
Natalia: Nie obraziłabym się, gdyby Dave Gahan z Depeche Mode ubrał kiedyś jedną z moich kolorowych kamizelek *śmiech*.
Zdjęcia do artykułu wykonał Jan Brzeziński
Chcesz poznać inne insprujące osoby z Wrocławia? Bądź na bieżąco!