Paulina Grzybek, ośmiokrotna rekordzistka Polski w trójboju siłowym, opowiada nam, czy zawsze miała sportowego ducha, jak wygląda zawodowe trenowanie trójboju i czy we Wrocławiu ten sport zyskuje na popularności.
Karolina: Zacznijmy od wyjaśnienia naszym czytelnikom, czym w ogóle jest trójbój siłowy, którym się zajmujesz.
Paulina: Trójbój to jedna z dyscyplin sportów siłowych. Składa się z trzech ćwiczeń, tzw. bojów : przysiadu ze sztangą na plecach, wyciskania sztangi leżąc i martwego ciągu. Celem jest wstanie, wyciśnięcie i podniesienie jak największego ciężaru – liczonego na jedno powtórzenie.
Podczas zawodów zawodnik ma do wykorzystania trzy podejścia w każdym boju. Suma ciężaru z trzech najlepszych zaliczonych powtórzeń jest właśnie końcowym wynikiem sportowca.
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?
P: Jak miałam 6 lat, to rodzice zapisali mnie na taniec towarzyski. Ta przygoda trwała 14 lat. Razem z moim partnerem zdobyliśmy mistrzostwo Polski w dziesięciu tańcach. Przed maturą rozstałam się ze swoim partnerem i jak przeprowadziłam się do Wrocławia, to nie kontynuowałam już kariery tanecznej. Pierwszy rok miałam typowo studencki, mało sportu, imprezy, co nie było do końca w mojej naturze. Po roku zaczęłam się czuć sama ze sobą źle i doszłam do wniosku, że potrzebuje ruchu. Poszłam na siłownię, na początku na zajęcia grupowe typu TRX-y i zumba.
Po jakimś czasie zaczęłam tam pracować na recepcji – w końcu i tak byłam stałym bywalcem. Moje zainteresowanie siłownią zaczęło się mocno rozbudowywać ze względu na środowisko. Dostałam propozycję pracy jako trener, ale musiałam zrobić uprawnienia. Po miesiącu byłam już trenerem personalnym i zaczęłam tak pracować. Prowadziłam zajęcia z crossfitu, na trampolinach. Później obroniłam licencjat i chciałam spróbować pracy w zawodzie (niezwiązanym ze sportem).
Wciąż trenowałam jednak na siłowni. Zobaczyłam, że sama siebie zajeżdżam – ciężko być trenerem dla samej siebie. To był znak, że potrzebuję trenera. Odezwałam się do jednego z lepszych wrocławskich trenerów. To on był osobą, która zaproponowała mi, patrząc na moje osiągi siłowe, przygotowanie na Puchar Polski w Trójboju Siłowym w kat. do 47 kg. Tak zaczęła się moja przygoda z trójbojem.
I jak ci poszły te zawody?
P: Moje pierwsze zawody to cztery rekordy Polski. Wtedy zobaczyłam, że naprawdę mam do tego predyspozycje i droga do wkręcenia się była bardzo krótka i szybka. Z zawodów na zawody rekordów przybywało. Miałam okazję być w ostatniej firmie “Człowiekiem Miesiąca”. To wtedy, po analizie mojej trójbojowej historii, doszło do mnie, że tych rekordów było już osiem.
Sama dotąd nie zdawałam sobie sprawy, że w tak krótkim czasie, bo zaledwie przez ponad rok startowania w zawodach, tak wiele osiągnęłam. Miłe zaskoczenie. Można więc powiedzieć, że od początku szło mi bardzo dobrze. To napędzało mnie do dalszej pracy.
Robi wrażenie! Wciąż trenujesz z tym samym trenerem?
P: Aktualnie trenuję z moim chłopakiem, przyjacielem mojego poprzedniego trenera. To taka wielka, trójbojowa rodzina. Trójbój to coś, co nas łączy, a nie dzieli. Każdemu tego życzę w związku.
Wracając do twoich początków – nie kusiła cię nigdy kulturystyka?
P: Właściwie to do pierwszego trenera przyszłam z pytaniem, czy mnie przygotuje na zawody zawody kulturystyczne w kategorii bikini fitness. Był to sport, który w tamtym czasie bardzo zyskiwał na popularności. Od dłuższego czasu chciałam tego spróbować, przekonać się, czy to coś dla mnie.
Z czasem jednak nabrałam do tego dystansu. Mając okazję obserwować tego rodzaju zawody jako kibic, trochę nie widziałam w tym głębszego sensu. Nie podobał mi się sposób rywalizacji, mocno subiektywna ocena sędziów i, w mojej ocenie, mała ilość sportu w sporcie. Po 14 lat tańczenia potrzebowałam dyscypliny, w której rywalizacja będzie czysto sportowa i pozbawiona polityki.
Ocena czyjejś pracy, która jest bardzo duża, tylko pod względem wyglądu, to dla mnie za mało. W trójboju rywalizujesz sam ze sobą, a ocena twoich osiągnięć jest dużo bardziej obiektywna niż w kulturystyce. Dlatego ostatecznie wybrałam trójbój.
Co daje ci trójbój?
P: To mój sposób na życie. Kiedyś może sposób na walkę z kompleksami, ale trójbój jest dosyć specyficzny pod tym względem, bo w pewnym momencie wygląd schodzi na drugi plan i liczy się tylko to, jak silna, silny jesteś.
Ludzie czasem się mnie pytają, skąd czerpie motywację do treningów. Nigdy nie było tak, żeby mi się nie chciało i żebym nie poszła. Ja się nie zastanawiam, czy mi się chce, po prostu realizuję swój plan.
Mówisz, że trójbój to twój sposób na życie. A czy ma to jakieś negatywne aspekty? Na przykład zdrowotne?
P: Pod koniec mojej kariery tanecznej miałam dość poważne problemy z kolanami. Usłyszałam od lekarza, że mam kolana sześćdziesięciolatki i nie powinnam ich przeciążać. Kiedy zaczęłam trenować siłowo, działa to wzmacniająco. Staw został obudowany w tkankę mięśniową, która jest dla niego jak stelaż. Teraz problem kolan mnie nie dotyczy, jeśli trenuję regularnie.
Jestem świadoma, że to, co robię, będę musiała robić jak najdłuższej, bo organizm jest przyzwyczajony do określonego trybu. I umówmy się. żaden sport uprawiany na poziomie zawodowym nie jest zdrowy. Pojawia się rywalizacja i wynik staje się najważniejszy.
Opowiedz coś o tym, jak wygląda przygotowanie do zawodów. Domyślam się, że to najcięższy dla zdrowia i psychiki czas.
P: Tak, zawody to maksimum, do którego w danym momencie możemy doprowadzić swój organizm. Ludziom się wydaje, że my często robimy takie maksy. Przygotowania do zawodów to bardzo złożony proces. Gdybym miała w kilku zdaniach opisać, jak to mniej więcej wygląda, to każde przygotowania można podzielić na trzy etapy: adaptację, intensyfikację i peak.
Każdy z tych etapów to inny plan treningowy. Podczas adaptacji ciężary są najniższe i jest to idealny moment na pracę nad słabymi punktami. Podczas intensyfikacji ciężary powoli się zwiększają, aby przyzwyczajać organizm do większych obciążeń i, wykorzystując poprawione elementy, móc dźwigać jeszcze więcej. Ostatnim etapem jest tzw. peak. Peak występuje przed zawodami lub jeśli chcemy sprawdzić swoje maksymalne możliwości. Jest to okres kilku tygodni, kiedy treningi są najcięższe.
Docelowo to na zawodach forma ma być szczytowa. Piąty tydzień to czas na regenerację i odpoczynek, aby w dniu zawodów być w szczytowej formie.
Dwie godziny przed startem jest ważenie, każdy bój to osobna konkurencja. Każdy zawodnik ma trzy podejścia: pierwsze bezpieczne, drugie “dla trenera”, a trzecie – o wszystko albo o rekord.
Czy we Wrocławiu można łatwo znaleźć dobrego trenera trójboju, który przygotuje nas do zawodów?
P: Nie ma z tym problemu, Wrocław daje nam sporo możliwości i z pewnością można tu znaleźć nie tylko dobrego trenera, ale też jest, gdzie trenować. Nie ma tych osób dużo i większość się ze sobą zna, więc nie jest to środowisko, do którego ciężko się dostać.
Trójbój wymaga też konkretnego sprzętu, więc od pewnego etapu trzeba poszukać siłowni, która ma odpowiedni sprzęt. Najlepiej, jeśli jest to sprzęt jak najbardziej zbliżony do tego, na którym startuje się na zawodach. We Wrocławiu jest wiele takich miejsc: N11 Studio Treningu Personalnego, gdzie ja trenuję, MetroFlex, Strength Coach Performance i inne. Coraz częściej na siłowniach sieciówkowych, gdzie zwykle wyposażenie to głównie wszelkiego rodzaju maszyny, można spotkać stanowiska do treningu siłowego – skupiającego się na trójboju.
To oznacza wzrost jego popularności?
P: Zdecydowanie! Dużo osób, w tym dziewczyn, zaczyna interesować się treningiem siłowym. Trójbój stał się bardziej medialny, modny. We Wrocławiu niedługo odbędzie się Iron Dead League. Bardzo polecam te zawody, są widowiskowe. Nie są biletowane, każdy może przyjść, zobaczyć, jak to wygląda, pokibicować.
Czy w związku ze wzrostem popularności można liczyć na jakieś wsparcie państwa, miasta?
Jeżeli jest się top of the top, ma się osiągnięcia międzynarodowe, to tak. Nie są to jednak duże pieniądze. Będąc członkiem kadry narodowej, jeżeli reprezentuje się kraj na zawodach międzynarodowych, to pojawia się dofinansowanie. Czasem jednak tych pieniędzy nie ma i wszystkie koszta pozostają po stronie osoby startującej. Jeśli zdobędzie się znaczący tytuł, to oczywiście można się również ubiegać osobno o stypendia za osiągnięcia sportowe.
A czy spotkałaś się kiedyś z takimi stereotypami, że trójbój to nie sport dla dziewczyn?
Cały czas. Nie ma się co dziwić. Wizerunkowo nie jest to bardzo kobiecy sport. Rodzina i bliscy przez długi czas próbowali mnie przekonać, że to nie najlepszy wybór. Wynikało to nie tylko z faktu, że trójbój jest uważany za mało kobiecy, ale też z troski o moje zdrowie. Trochę czasu zajęło mi przekonanie ich, że przy odpowiednim prowadzeniu, ryzyko nie jest większe, niż w innych sportach.
Mam wrażenie, że coraz więcej ludzi zaczyna się przekonywać do trójboju. Coraz więcej kobiet zaczyna też trenować i startować w zawodach. Widać to chociażby po rosnącej ilości kobiet na listach startowych zawodów, więc kto wie – może stereotyp trójboju jako sportu głównie dla mężczyzn będzie z czasem znikał?
Zresztą trening siłowy jest też najlepszym sposobem na kształtowanie sylwetki. Nie ma się co martwić o to, że ciało stanie się za bardzo umięśnione. Ciało kobiety naturalnie nie jest w stanie zbudować tyle mięśni, co u mężczyzny i wymaga to bardzo dużo systematycznej pracy – liczonej w latach, nie w tygodniach czy miesiącach. Dlatego dziewczyny, nie bójcie się tego. Wasza sylwetka będzie bardzo estetyczna dzięki uprawianiu trójboju!
Czy wiążesz zawodową przyszłość z trójbojem?
PNa ten moment chyba nie. Odpowiada mi, że jest to moja pasja i odskocznia od codzienności.
Ale jeżeli chodzi o moją ścieżkę zawodową, to ta też bardzo fajnie się rozwija. Lubię to, co robię, mimo, że jest zupełnie niezwiązane ze sportem. Pracuję w branży IT. Po wyjściu z biura jadę prosto na trening i daje upust swoim emocjom. Po ośmiu godzinach siedzenia przy biurku, nadrabiam aktywność fizyczną. Myślę, że ten układ nieźle pozwala mi zachować balans w życiu. Bardzo to sobie cenię.