Agata Makowska – od 21 lat jest tancerką flamenco i to właśnie taniec, jej ogromna pasja – przez poważną kontuzję kręgosłupa, doprowadził ją do metody Pilatesa. Dzięki temu narodziła się koncepcja wdech / wydech studio. Pracuje z tancerzami, aktorami, jak i z klientami, którzy poprzez pilates spełniają swoją potrzebę ruchu, dbania o ciało i umysł oraz potrzebują go do poprawienia swojej sprawności fizycznej. Jako wyznawczyni filozofii slow fitness uważa, że każda osoba odnajduje w końcu swój ruch i swoje cele z nim związane. Z wykształcenia psycholożka, prywatnie pasjonatka minimalizmu i slow-life.
Alicja Mękarska: Od jak dawna jesteś związana ze sportem?
Agata Makowska: Zastanawiałam się ostatnio, czy to czym się zajmuję powinnam nazywać “sportem”. I chyba jednak nie… Od zawsze mówię, że zajmuję się ruchem. Różnica między tymi dwoma pojęciami jest głównie w celach. Zarówno taniec, jak i pilates są formami ruchu i kontaktu ze sobą, ale nie do końca mają znaczniki sportu. Nie ma rywalizacji (ewentualnie z samym sobą), ani ogromnego skoncentrowania na mierzalnym efekcie. Bardziej chodzi o przyjemność, rozwijanie się i dbanie o siebie.
Jak długo się tym zajmuję? Pierwszym moim ruchem był balet, na który zapisała mnie moja mama, jak byłam mała. To jej bardziej na tym zależało, a ja nie do końca chodziłam tam z własnej woli. Ale była to fajna lekcja życia. Balet nauczył mnie dyscypliny i dał dużą podwalinę pod mój taniec. W szkole podstawowej zaczęłam trenować tenisa stołowego. Byłam w sekcji sportowej i miałam treningi pięć dni w tygodniu, a dwa przeznaczałam na zawody. To z kolei był bardzo dobry szlif na charakterze. Po czasie jednak postanowiłam wrócić do tańca, ale już nie do klasyki. Zaczęłam szukać czegoś innego. Z przyjaciółką ze szkoły poszłyśmy do domu kultury na zajęcia tańca flamenco. Zaczęłam coraz bardziej się w to wkręcać. Podróżowałam do Hiszpanii i poznawałam, czym jest tak naprawdę ten taniec.
Jak zaczęła się twoja historia z pilatesem?
A: Można powiedzieć, że dzięki flamenco… „Połamałam”, w zasadzie poważnie uszkodziłam sobie kręgosłup i parę miesięcy nie byłam w stanie ruszać nogą. Bardzo poważnie się skontuzjowałam. To był moment, kiedy musiałam zamknąć swoją wymarzoną szkołę taneczną, sprzedać stroje sceniczne i powiedzieć sobie “koniec”. Miałam zamiar wrócić do swojej poprzedniej pracy, która była bardziej stabilna – zajmowałam się PR-em i produkcją wydarzeń artystycznych, co z resztą również bardzo lubiłam. Leżałam w szpitalu i słyszałam od lekarzy, że czeka mnie operacja. Ale trafiłam na ludzi, którzy powiedzieli mi, że są inne metody, którymi można naprawić ciało niż pójście „pod nóż”. Zaczęłam bardzo intensywnie ćwiczyć z fizjoterapeutą, który zaproponował mi pilates. Był przekonany, że będzie to metoda, która pozwoli mi stanąć na nogi. Przeszłam się po wszystkich nauczycielach we Wrocławiu i doszłam do wniosku, że skoro muszę ćwiczyć codziennie, żeby wrócić do formy zacznę to robić po swojemu. W ten sposób powstało studio pilates, które początkowo było malusieńkim tworem przy szkole flamenco. Zapraszałam do niego przyjaciół, tancerzy, którzy też mieli problemy z kręgosłupem. Przez to, że działam publicznie wieść o szkole szybko się rozeszła i to działanie rozrosło się do niezależnego studia pilates, w którym w tej chwili pracują dwie osoby. Dzięki kontuzji odkryłam swoją drugą miłość życia. Okazało się, że jest to rodzaj ruchu, który pięknie uzupełnia taniec.
Dla kogo jest pilates?
A: W Polsce pilates jest kojarzony z gimnastką dla seniorów, ewentualnie z rozciąganiem ciała. On oczywiście może mieć takie przeznaczenie, ponieważ spektrum ruchów w tej pracy jest ogromne i mogą go również ćwiczyć osoby o małej sprawności fizycznej. Ale w swojej pełnej formie jest bardzo zaawansowaną gimnastyką – dla wysportowanych i świadomych swojej koordynacji ciała osób. Pilates to fundament dla ludzi, którzy zajmują się sportem i ruchem zawodowo. Jest to technika, która pozwala budować siłę, elastyczność, kontrolę i zapobiegać kontuzjom. Taka forma ruchu naprawdę wzmacnia i dba o całe ciało. Finalnie ciało się rozciąga, ale na silnej pracy mięśni. Czyli to co zyskujemy w pilatesie to rodzaj wewnętrznej siły, które każde ciało w sobie ma.
Czy odpowiednia dieta jest nieodłącznym elementem uprawiania sportu?
A: Dieta jest ważna, ale zależy też o czym dokładnie mówimy. Dla osób, które trenują zawodowo, odpowiednia dieta jest nie do ominięcia, bo bez niej organizm miałby totalną wewnętrzną demolkę. Każdy z nas ma własne poczucie balansu i harmonii. Jeżeli w ogóle się nie ruszamy i nie kontaktujemy ze swoim ciałem to bardzo łatwo jest nam zepsuć temat diety. Od lat trenuje sport, przez co samoistnie muszę się tym interesować, aby nie popaść np. w anemię. Jestem slow-lifeowcem i zanim coś zrobię muszę się dwa razy zastanowić, czy warto. Mam bardzo mocny charakter, przez co jeśli coś jest dla mnie ważne, nie muszę ze sobą o to walczyć. Po ciąży miałam straszne kłopoty ze zdrowiem, przez co musiałam być rok na diecie bez cukru i wielu innych rzeczy. Zrobiłam to, bo wiedziałam, że mnie to wyleczy i faktycznie tak się stało. Nieprawidłowa dieta może zepsuć efekty trenowania. Jedzenie jest ogromnym potencjałem, aby wyciągnąć z naszego ciała jeszcze więcej siły. Moje podejście do diet jest takie, aby znaleźć sobie tą odpowiednią, która maksymalnie nas odżywi. Uważam, że każde ciało ma swoje regulacje i nie należy popadać w totalną ortoreksję, bo takie rzeczy potrafią się później stać małymi obsesjami i nas po prostu zamęczyć.
Czym jest slow fitness?
A: Slow fitness to punkt widzenia, postawa, która mówi o tym, że każdy decyduje jaki jest cel jego „ruszania się”. Jest to sposób myślenia skoncentrowany na kliencie i jego ambicjach, a nie tylko na metodach. Metody mają być narzędziami wobec tego co klient chce osiągnąć. Można zmieniać cele, ale fitness służy temu, aby je realizować. Slow fitness ma być absolutnym skoncentrowaniem na aspiracjach i sposobie życia. Trzeba szukać inspiracji i dopasowywać je do różnych punktów swojego życia. Ruch jest narzędziem, które daje nam energię do działania.
Jak kobiety mogą uzyskać sylwetkę, z której będą zadowolone?
A: Mam 35 lat, urodziłam dziecko, czasem nie dosypiam – natomiast bardzo siebie lubię, dlatego, że moje ciało, jeśli chodzi o zdrowie i wygląd spełnia moje standardy. Gdybym stanęła obok pani, która była na okładce ostatniego „SHAPE’A” to prawdopodobnie wypadłabym dość słabo jako trenerka. Natomiast wszystko to jest kwestią standardów. Jeżeli chcemy zmienić coś w swoim życiu i osiągnąć poziom tej satysfakcji to musimy poważnie przemyśleć, co nam jest potrzebne. Jeśli zdecydujemy się na jakieś zmiany w naszym ciele, nie róbmy z tego totalnej i szybkiej rewolucji, która będzie kosztować nas niedosypianie, męczenie się, czy unikanie spotkań towarzyskich. Musi to być rozłożony w czasie proces. Bardzo w to wierzę, ponieważ procesy w naszym ciele są związane z uczeniem się nowych nawyków i z przyswajaniem ich, co siłą rzeczy musi trwać. Najważniejszy jest dobry plan – czyli podzielenie swojego finalnego celu na etapy. Następnie należy rozpoznać na jakich poziomach się one odbywają: trenowanie, jedzenie, spanie (wielokrotnie nie chudniemy, bo nie dosypiamy, a nie dlatego, że się przejadamy). Często należy poszukać do tego specjalistów – sztab ludzi, którzy nas wesprą, a nie tylko podadzą zaporowe rozwiązania, czyli treningi i diety, które są nierealizowalne codziennie, bo to też jest strata energii. Finalnie czeka nas cierpliwa praca – taka krok po kroku, ale musi być naprawdę konsekwentna, abyśmy osiągnęli zamierzone efekty.
Jakie korzyści daje regularne uprawianie sportu?
A: Ruch pomaga nam spotkać siebie. Bardziej się lubimy i akceptujemy, bez względu na to jak szybko osiągamy zamierzone efekty. Jeżeli fajniej się czujemy ze sobą, zdecydowanie lepiej nam się spędza czas z innymi. Zdrowie? Można by pisać o tym książki, które zresztą są już pisane. Na pewno lepiej mieć zakwasy niż leczyć zastałe od siedzenia żyły w wieku trzydziestu-paru lat. Od zawsze mówię klientom, że te formy ruchu, którymi się zajmuję również „karmią duszę”.
Jakie masz rady dla osób, które nie znalazły odpowiedniej ilości motywacji do ćwiczenia?
A: Uważam, że każdego to w pewnym momencie „dopadnie”. Jedni mają to szczęście, że mogą to robić z poziomu inspiracji, czy wewnętrznej ciekawości i chęci poznawania nowego. Innych dopada to, kiedy np. nie mogą ruszać nogą, tak jak mi się to przydarzyło w tanecznej karierze. Ciało nie służy do tego, żeby poruszać nim jak maszyną. Jest to jedno z naszych mediów poznawania siebie. Mi klienci mówią, że w trakcie zajęć wymyślają rzeczy, na które normalnie nie mogą wpaść. Jest taki stan umysłu, który sprawia, że wszystko nam się zaczyna układać, więc może to będzie tą motywacją. Plan, konsekwencja i zawsze inspiracja. Jeżeli będzie to coś więcej niż tylko myśl: “ile wypociłam”, będzie nam łatwiej się z tym związać, a później to już staje się nawykiem. Pięknym, zdrowym i inspirującym nawykiem.
Zdjęcia do artykułu wykonała Marta Olejnik
Chcesz poznać inne insprujące osoby z Wrocławia? Bądź na bieżąco!