Kameleonlab to biuro architektoniczne powstałe w 2007 roku. Określane jako “Wrocławska firma, która nie boi się projektować rzeczy skromnych”. Kuba Woźniczka – jeden z założycieli biura lubi podchodzić do projektów w sposób kompleksowy.
Martyna Picheta: Moje pierwsze pytanie to już pewnego rodzaju tradycja. Kim jest Kuba Woźniczka?
Kuba Woźniczka: Rzemieślnikiem, architektem, czasami zajmuje się dziedzinami pokrewnymi jak projektowanie graficzne lub projektowanie mebli.
Jak wyglądały początki Twojej przygody z architekturą? Skąd taki pomysł na siebie?
Kuba: Pierwsze myśli związane z architekturą pojawiły się u mnie już pod koniec szkoły podstawowej. Początkowo chciałem iść do Technikum Górniczego, ale tata skutecznie odwiódł mnie od tego pomysłu. Trafiłem więc do Technikum Budowlanego w Bytomiu, co okazało się dobrym strzałem. Wtedy to była super szkoła, która zapewniała przyzwoite przygotowanie do startu na architekturę na politechnice.
Zdawałem na kilka uczelni i nie od razu się udało. Dopiero rok po maturze wylądowałem na Politechnice Wrocławskiej. W międzyczasie studiowałem chemię, co zapamiętałem jako dobrą lekcję życia.
Od początku wiedziałeś, że będziesz zajmować się czymś związanym z estetyką?
Raczej nie. W połowie szkoły podstawowej chciałem być inżynierem dróg i mostów, ale to głównie dlatego, że inżynier Karwowski, czyli filmowy Czterdziestolatek nim był.
Na pewno w tamtym okresie już coś rysowałem, były też zabawy graficzne typu kolaże i tym podobne. Miałem znakomite wsparcie ze strony rodziców, jeśli chodzi o tzw. wychowanie plastyczne lub może bardziej – wyrastanie w pewnej kulturze estetycznej.
W dzieciństwie najpierw odrabiałeś lekcje, a później biegłeś na podwórko czy może zupełnie odwrotnie? Jak to wpłynęło na Twoją organizację pracy?
W ogóle nie odrabiałem lekcji. Całe dnie spędzałam na podwórku, grając w piłkę. Nie wiem, czy to wpłynęło na organizacje mojej pracy, być może ujemnie… Wydaje mi się, że czasami to praca w pewnym sensie organizuje mnie. Będąc architektem trzeba być elastycznym, reagować na to, co się dzieje. Często sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie, więc mój plan dnia może zmienić się w każdej chwili.
Jaki jest Twój stosunek do pracy? Lubisz pracować, a może nie umiałbyś żyć bez pracy?
Mam to szczęście, że praca jest moją pasją. Daje mi dużą satysfakcję, chociaż wykonywanie tego zawodu bywa drogą przez mękę. Wszyscy, którzy mieli styczność z profesją – doskonale wiedzą co mam na myśli.
Zdarza Ci się pracować w kilka osób nad jednym projektem?
Tak, oczywiście. Duże znaczenie ma dla mnie skonfrontowanie swojego pomysłu z osobą trzecią i to najlepiej z osobą spoza branży. Bywa że są to przyjaciele lub znajomi związani z dziedzinami pokrewnymi jak sztuki plastyczne czy projektowanie graficzne.
Jak często współpracujesz z osobami z innych branż?
W tym zawodzie jesteśmy zmuszeni cały czas współpracować np. z inżynierami z branż instalacyjnych czy elektrycznych.
Jeśli chodzi o ciekawe, nietypowe przypadki to miałem m.in. okazję współpracować z Pawłem Mildnerem – wyśmienitym ilustratorem – przy projekcie wnętrz biura dla firmy IT w Gliwicach. Tego rodzaju współprace z pewnością wiele uczą. Później w ramach 25. Wrocławskiej Wystawy Grafiki Użytkowej mieliśmy nawet razem z Pawłem pogadankę na ten temat. Opowiadaliśmy sobie nawzajem m.in. co było dla nas dziwne w podejściu tego drugiego.
Nazwa KameleonLab związana jest z charakterystyczną dla Was elastycznością w projektowaniu. Jak więc wygląda Twój proces projektowy? Od czego zaczynasz?
Projektowanie zaczyna się u mnie od problemu, od jego zdefiniowania lub może bardziej – określenia spektrum problemów, bo zazwyczaj jest to wielowątkowa historia.
Lubię ograniczenia, nawet ekstremalne. Czasami wyznaczają ścieżkę, która potrafi być pewnego rodzaju nawigatorem w trakcie budowania koncepcji. Marissa Mayer, CEO Yahoo powiedziała kiedyś , że “Kreatywność kocha ograniczenia”. Uważam, że te słowa idealnie wpisują się w zawód architekta.
Budowanie koncepcji to proces nieprzewidywalny, żywy. Może trwać od 3 tygodni do 8 miesięcy. Zbieram dane na temat oczekiwań i upodobań inwestorów. Badam warunki wpływające na planowany obiekt, cechy otoczenia, a następnie próbuję się w to otoczenie w jakiś sposób wpisać.
Przede wszystkim – od dobrych kilku lat na początku współpracy z klientem deklarujemy i tłumaczymy, że projektujemy budynek od środka, od przestrzeni do użytkowania i cieszenia się nimi. Nie chcemy na samym początku pracy nad projektem rozmawiać o ścianach zewnętrznych, o elewacjach. Taki schemat nie jest łatwy do zrealizowania. Klienci – prawie bez wyjątku – usilnie wracają do nas z pytaniem: “no dobrze, ale jak ten dom będzie wyglądał na zewnątrz ?”. Podczas kiedy my jesteśmy jeszcze mentalnie przy budowaniu struktury środka tego obiektu, możliwych scenariuszy jego użytkowania.
Dom Tetris jest jednym z Waszych najbardziej rozpoznawalnych projektów. Zdobył on Nagrodę Roku SARP 2015 w kategorii dom mieszkalny jednorodzinny. Czy były jakieś trudności, z którymi się spotkałeś przygotowując koncepcję dla klienta?
O, mnóstwo. Inwestorzy mieli dużą ilość wymagań, które momentami były wzajemnie sprzeczne. Rozwiązując jeden problem, burzyliśmy rozwiązanie dla poprzedniego zagadnienia. W końcu – po dosyć długim czasie – udało się to spiąć w jakiś spójny koncept. Dopiero kilkunasta propozycja spełniała oczekiwania jednej i drugiej strony. Oczywiście – jak to w życiu – nie wszystko wyszło idealnie. Na przykład przeszkadzają mi, i nie tylko mi – balustrady, które zostały wykonane nie według naszego projektu, a według wizji wykonawcy. Niestety takie sytuacje się zdarzają.
Ale tu muszę dodać – że mimo takich drobnych niedociągnięć na etapie budowy – współpraca z klientem była naprawdę przyjemna.
Na stronie biura można znaleźć plakaty, które wizualizują poszczególne projekty. Kto wpadł na ten pomysł?
Pierwszy plakat powstał zupełnie przypadkowo. Później zacząłem to ciągnąć bo trochę hobbystycznie zajmowałem się kiedyś grafiką użytkową. Zdziwiłem się ostatnio bo te plakaty zostały pokazane na 26. Wrocławskiej Wystawie Grafiki Użytkowej w tym roku.
Załóżmy, że zostajesz miliarderem. Przestałbyś pracować?
Z pewnością nie. Najprawdopodobniej 90% wygranej przeznaczyłbym na rozwój biura.
Pewnie też na na wymyślanie i realizację nietypowych projektów. Projektów – nie w sensie wizji budynków – ale w szerszym, ogólnym znaczeniu.
Wyobrażasz sobie inne zajęcie dla siebie? Jeśli tak, to jakie?
Podróżowanie! – ale to pewnie jak każdy, a poza tym mógłbym robić rzeczy związane z grafiką i branżą UX i UI (user experience i user interface).
Czym jest dla Ciebie Wrocław?
Wydaje mi się, że Wrocław kiedyś był przyjemniejszym miastem do życia. Ostatnio dostrzegam coraz więcej spraw, które zaczynają mi doskwierać. Choćby rzeczy tak przyziemne, jak ruch miejski. Spacerowanie po mieście, które jest dosłownie przepełnione autami nie jest doświadczeniem przyjemnym. Z pewnością jest lub było to fajne miejsce na studia.
Czy Wrocław jest w takim razie dobrym miejscem rozwoju dla młodych architektów?
Trudno powiedzieć. Z jednej strony, dla studentów architektury – i nie tylko – oferta wydarzeń związanych z szeroko rozumianą edukacją architektoniczną jest z pewnością bogatsza niż w innych miastach w Polsce. We Wrocławiu są przecież organizowane liczne festiwale (np. DOFA), cykliczne wykłady (np. Duże A), wystawy w Muzeum Architektury czy różne inicjatywy lokalnego oddziału SARP.
Z drugiej strony, ludzie zmuszeni są przebywać w przestrzeniach urbanistycznie zaniedbanych, zdegradowanych, ocierać się o paździerzową estetykę współczesnej (i tej trochę starszej) architektury. Pomijam tutaj obiekty dobre lub wybitne bo one występują w mniejszości.
Więc jeśli spojrzeć na to z tej strony, jednocześnie przyjąć założenie – nie wiem na ile prawdziwe – że przestrzeń, w której się żyje ma wpływ na kształtowanie się takich cech jak np. wrażliwość estetyczna – to lepiej wsiąść do Flixbusa i uciec. Wiadomo gdzie.
Zdjęcia do artykułu wykonał Marcin Szczygieł
Chcesz poznać inne inspirujące osoby z Wrocławia? Bądź na bieżąco!