Wrocław to miejsce otwarte również na sztukę. Przy ulicy Grodzkiej znajduje się niewielka galeria sztuki autorskiej Mariny Czajkowskiej, a w niej między innymi charakterystyczne barwne anioły. Jak wygląda proces twórczy? Czym są obrazy dla artystki i co mają dawać odbiorcom? Zapraszam do przeczytania wywiadu z autorką prac.


Michalina Wróbel: Studiowała Pani architekturę, jednak dziś jest Pani malarką. Dlaczego zdecydowała się Pani pójść w kierunku malarstwa?

Marina Czajkowska: Od dzieciństwa uwielbiałam malować. Jednak za radą rodziców poszłam na architekturę. Po skończeniu studiów, w zawodzie pracowałam zaledwie trzy miesiące. Zaszłam w ciążę i musiałam przerwać pracę. Mając wtedy sporo wolnego czasu, zaczęłam więcej malować i odkryłam, że to jest coś, co sprawia mi najwięcej radości. Potem zajęłam się uczeniem rysunku, wykładając na jednym z Uniwersytetów w Rosji. Tym sposobem malarstwo towarzyszy mi niezmiennie do dziś.

Jak określiłaby Pani styl swojego malarstwa?

M: Maluję w nurcie symbolizmu. Poprzez konkretne symbole mogę przekazać najwięcej emocji oraz sprawić jednocześnie, żeby każdy mógł odnaleźć w obrazie coś osobistego. To, co jest dla mnie charakterystyczne to również wielobarwność i lekkość, którą można zauważyć w moich pracach.

Jeśli chodzi o technikę, to na początku malowałam na papierze, używając technik mieszanych. Tworzyłam wtedy tzw. grafiki, ale potem poczułam, że chce się rozwijać i sprawdzać w innych technikach, więc zaczęłam malować między innymi na płótnie farbami akrylowymi. Od lat jest to moja ulubiona technika.

Patrząc na Pani prace, można zauważyć, że najczęściej maluje Pani anioły.

M: Według mnie każdy ma swojego anioła stróża, który jest blisko jego emocji, przeżyć i marzeń. Anioły mają w sobie coś duchowego i potrafią przemówić do ludzi swoją delikatnością i spokojem. Mimo że maluję naprawdę dużo aniołów, to nie potrafię się nimi znudzić czy zmęczyć – one zawsze do mnie powracają. Nie ograniczam się jednak tylko i wyłącznie do nich. Zdarza mi się malować także architekturę – będąc w podróży potrafię się zainspirować budynkami, zwłaszcza ciekawi mnie budownictwo sakralne. Często pojawia się również motyw ryby, która jest moim znakiem zodiaku czy motyw kotów, których jestem miłośniczką.

Co do aniołów, to warto jeszcze podkreślić, że w moich pracach są one często zamyślone i senne. Paradoksalnie nie lubię malować uśmiechów, bo uważam, że gdy anioł ma w sobie więcej tajemniczości i zadumy, to bardziej trafia do serc i dusz odbiorców – jest to bardziej autentyczne. Stworzyłam nawet serię, gdzie anioły w ogóle nie mają ust. Każdy patrzący na obraz może zobaczyć tam emocje, jakie akurat mu towarzyszą. Moje prace są jak odbicie, w którym każdy może zobaczyć siebie.

Czyli emocje odgrywają dla Pani dużą rolę w malarstwie?

M: Oczywiście, że tak. Zawsze powtarzałam swoim studentom, żeby wykorzystywali wszystkie emocje, które towarzyszą im w życiu codziennym. Nie tylko pozytywne takie jak radość i euforia, ale też smutek, melancholia, niezadowolenie. To wszystko jest bardzo cenne i ma znaczenie w malarstwie. Od emocji zależą niekiedy nawet barwy, które się wybiera do stworzenia pracy.

Oprócz obrazów zajmuje się Pani również rękodziełem.

M: Próbuję wielu rzeczy i staram się nie ograniczać tylko do obrazów. Maluję również na szkle mniejsze obrazy, okolicznościowe kartki czy szkatułki. Zdarzało mi się malować nawet na materiale.

Interesujące prace powstają na drewnianych deskach, które docelowo można powiesić na ścianie. Wiąże się z nimi ciekawa historia, gdyż pochodzą one z dachu kilkusetletniego sanktuarium znajdującego się przy bazylice św. Jadwigi w Trzebnicy. Kiedy remontowano dach, postanowiłam poprosić, czy mogę zebrać te nikomu niepotrzebne już stare deski i teraz maluję na nich swoje anioły. Nie ukrywam, że ma to dla mnie znaczenie i wpływa na proces twórczy – czasami długo patrzę na drewno i czekam na natchnienie, które się w końcu pojawia i mogę stworzyć coś wyjątkowego.

Ponieważ malarstwo to jest to, czym się Pani głównie zajmuje, ciekawi mnie jak wygląda Pani dzień w procesie twórczym.

M: Dzień zaczynam jak każdy – od kubka kawy. Potem włączam muzykę i zaczynam malować. Dobór odpowiedniej muzyki jest tu bardzo ważny, ponieważ z nią łatwiej mi się tworzy. Nie mam jeszcze specjalnej pracowni – maluję w domu, więc tak naprawdę w przerwach od malowania spełniam codzienne domowe obowiązki. Dużą rolę odgrywa też mój nastrój. Kiedy świeci słońce i wszystko jest w porządku wtedy najlepiej się pracuje. Wiele także zależy od rodzaju obrazu albo serii prac, którą właśnie maluję. Proces tworzenia obrazu zaczyna się w momencie określenia pomysłu w mojej głowie, a kończy z ostatnim pociągnięciem pędzla. Czasem pracuję nad powstaniem danego pomysłu nawet rok, myślę, szkicuję i często długo nic nie wychodzi. A czasem się zdarza tak, że pomyślę chwilę i w ciągu 15 minut już wiem, co chcę namalować.

Co w przypadku, gdy jednak nie jest Pani zadowolona z efektu?

M: Kiedyś zamalowywałam obraz i próbowałam od początku, ale mój mąż Anatol powiedział mi, kiedyś, żebym odstawiała wtedy pracę na jakiś czas i poczekała, gdyż czasem obraz musi dojrzeć. Rzeczywiście gdy tak robię, po pewnym czasie obraz zaczyna mi się podobać i zupełnie inaczej na niego patrzę.

Uważa Pani, że we Wrocławiu ludzie są zainteresowani sztuką?

M: Jestem zachwycona Wrocławiem! Ludzie są bardzo otwarci i ciekawi świata, dzieje się tu mnóstwo kulturalno-artystycznych wydarzeń. To miasto zdecydowanie sprzyja artystom i ogólnie ludziom, którzy interesują się sztuką. Dlatego też otworzyliśmy tutaj galerię autorską z moimi pracami. Był to w zasadzie pomysł mojego syna, który widząc, że ciągle przybywa moich prac i nie ma już ich gdzie przechowywać, zaproponował, żeby otworzyć galerię.

No właśnie. Ten biznes też jest ciekawy z perspektywy prowadzenia go jako rodzina. Wspomniała Pani wcześniej o mężu, teraz o synu.

M: Tak, można powiedzieć, że to nasz wspólny biznes. Każdy ma swoje zadania, dzięki czemu wszystko sprawniej działa. Ja głównie maluję. Kwestiami formalnymi czy organizacyjnymi zajmują się już mąż i syn. Bardzo im za to dziękuję, bo mogę się wtedy skupić na procesie twórczym i nie muszę się martwić o nowe płótna, farby czy to, co się dzieje w galerii. Trzeba też przyznać, że prowadzenie biznesu opartego na sztuce nie jest takie proste. Na pewno nie można stać w miejscu, gdyż konkurencja jest naprawdę duża, dlatego staramy się, żeby zawsze coś się działo. Patrzymy w jednym kierunku i to jest najważniejsze.

Zdjęcia wykonała Ania Pomichowska

Chcesz poznać więcej ciekawych ludzi z Wrocławia?
Bądź na bieżąco!

Categories: Ludzie

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *