„Nie ma takich kobiet” to nowa książka Violetty Nowakowskiej opisująca w formie reportażu postacie zwykłych-niezwykłych kobiet z Wrocławia, która pojawi się na sklepowych półkach już 7 grudnia. Dwa miesiące przed premierą książki, odbyła się premiera spektaklu teatru EjAj, który powstał  na podstawie wybranych tekstów z tego reportażu. Inicjatorki przedsięwzięcia, czyli odtwórczyni jednej z ról – Karolina Domagała oraz reżyserka spektaklu – Anna Bienias jeszcze przed realizacją znalazły dla nas czas. W szczerej rozmowie z Mateuszem opowiedziały o spektaklu, feminizmie i kobiecości we współczesnym świecie.

Mateusz Nowak: Jak zaczęła się Wasza przygoda z teatrem?

Karolina Domagała: Moja przygoda z teatrem zaczęła się parę lat temu, gdy przyjechałam na studia do Wrocławia i szukałam miejsca, gdzie mogłabym się rozwijać aktorsko. To była seria zbiegów okoliczności, dzięki którym trafiłam na darmowe warsztaty teatru EjAj. Odbywają się do dziś, ale teraz biorę w nich udział w charakterze organizatorki. Jak widać wrosłam w ten teatr i jestem jego częścią do dzisiaj.

Anna Bienias: Zgodzę się z Karoliną w temacie zbiegów okoliczności. W moim przypadku było podobnie. Po maturze postanowiłam, że czas w końcu spełniać marzenia i zapisałam się do rocznego studium aktorskiego i po jego ukończeniu czułam się pusto. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić i przez totalny przypadek, który był wynikiem nieudanej randki, trafiłam na improwizacje teatralne. Randka szła tak źle, że zdecydowałam się nie siedzieć przy stoliku i zgłosiłam się na scenę. Gdy stanęłam naprzeciw publiczności byłam ogromnie przerażona, ale musiałam podjąć decyzję: uciec ze sceny i wrócić do chłopaka albo zostać. No i zostałam (śmiech). Po wszystkim podszedł do mnie Kuba Tabisz, który jest współzałożycielem teatru EjAj i zaprosił mnie oraz znajomych uczestniczących w tym evencie, abyśmy przychodzili co poniedziałek (nazwa grupy improwizacyjnej to „Improwizowane poniedziałki”). Po 3 miesiącach dostaliśmy propozycję uczestnictwa w warsztatach teatralnych. Od tamtej pory teatr EjAj jest przysłowiowym kamieniem milowym w moim życiu i trochę to już trwa, bo od 2013 roku.

Karolina: Czyli randka nie poszła na marne.

fot. Martyna Bąk

Mateusz: Opowiedzcie trochę więcej o spektaklu. O czym mówi, kim są bohaterowie, kto jest reżyserem, producentem?

Karolina: Reżyser siedzi właśnie obok mnie (śmiech). Wszystko zaczęło się znowu od przypadku. Panią Violettę Nowakowską poznałam, gdy jej syn Nikodem zbierał „twarze” do swojego projektu i robił zdjęcia przypadkowo spotkanym osobom do wystawy „Powymiary” w Pawilonie Czterech Kopuł. Ja byłam jedną z twarzy i przypadkiem dowiedziałam się, że poszukują współlokatorki do mieszkania, a Pani Viola osoby do pomocy przy pracach ogrodowych. I tak, przy grabieniu liści i orzechów, narodziła się przyjaźń, a owocem przyjaźni jest ten spektakl.

Ania: Tak, przypadek opisuje nasze działania. Sprawami producenckimi zajmuje się siedząca obok Karolina. Moja przygoda z tym spektaklem prawie nie doszła do skutku z prostej przyczyny – braku czasu. Zafascynowałam się jednak historią kobiet opisywanych w tym reportażu i stwierdziłam, że mimo pozostałych zajęć po prostu muszę znaleźć na to chwilę. Osoby, które grają w spektaklu są również ważne dla mnie i ten spektakl-mozaika, stworzony z fragmentów reportażu i opowiedziany przez pryzmat aktorek daje nową jakość. Jest to proces, droga, którą wciąż przebywamy.

Karolina: Próby do spektaklu dały nam możliwość rozmowy na kobiece tematy, przez co każda z nas mogła wyciągnąć z tego projektu jeszcze więcej.

Mateusz: Jak ten spektakl ma się do ruchu feministycznego? Utożsamiacie się z nim?

Ania: To pytanie wywołuje u mnie uśmiech, ponieważ pamiętam jak dziś, kiedy po raz pierwszy pojechałam do Rakowa i spotkałyśmy się w ogromnej bibliotece Pani Violetty. Usłyszałyśmy wtedy pytanie dość retoryczne „ale jesteście wszystkie feministkami?”. Moje aktorki pokiwały zgodnie głową, a ja powiedziałam „nie” (śmiech). Może to przez sposób rozumienia feminizmu, ale wolę uważać siebie za humanistkę i staram się nie patrzeć na człowieka przez pryzmat płci. To nasuwa oczywiście pytanie czy ten spektakl byłby inny, gdyby bohaterami byli mężczyźni. Pewnie tak, ale za to mój pogląd pomógł wprowadzić dyskurs na omawiany temat.

Karolina: Ja również nie uważam się za feministkę z krwi i kości, nie działałam nigdy aktywnie w tego typu ruchach, ale oczywiście równouprawnienie jest dla mnie rzeczą naturalną. Skłaniam się tutaj do tego złotego środka Ani. Kobieta jest człowiekiem – tak samo jak mężczyzna.

Mateusz: Bohaterki spektaklu to kobiety dojrzałe, doświadczone. Czy miałyście problemy z utożsamieniem się z rolą?

Karolina: Szczerze powiedziawszy, miałam na samym początku problemy. Tak jak powiedziałeś, są to kobiety dojrzałe z bagażem doświadczeń. Ja dopiero jestem na jakimś etapie poznawania siebie, ale Ania dała nam na samym początku radę, aby przefiltrować te teksty przez naszą wrażliwość, nasze doświadczenia i staramy się właśnie w ten sposób to przekazać.

Ania: Pani Viola niektóre bohaterki widziała w nas od samego początku. Ja natomiast miałam jedno zastrzeżenie, że nie będziemy w stanie tak wiernie oddać postaci reportażu, jak gdybyśmy mogły to zrobić będąc starszymi. Z tego powodu spektakl w pierwszych etapach był połączeniem bohaterek reportażu oraz osobowości aktorek. Z biegiem czasu okazało się jednak, że różnica wieku nie jest dla moich aktorek tak dużym problemem, a całość opiera się na stwierdzeniu „co by było gdyby…”. To jest oczywiście proces, a siebie postrzegam mniej jako reżyserkę, a bardziej jako przewodniczkę.

Karolina: Na samym początku pracowałyśmy jedynie na tekście, natomiast Ania wprowadziła nam dużo pracy z ciałem, a całość odbywała się w bardzo skromnym i ciepłym gronie. Dzięki temu opuściłyśmy wszelkie blokady, co było niezwykłe.

fot. Martyna Bąk

Mateusz: Opowiedzcie proszę o postaciach tego spektaklu.

Ania: Zacznijmy od postaci Ewy, którą gra Judyta. Pani Ewa niestety zmarła podczas tworzenia spektaklu, co było dla nas ogromnym szokiem. Tak samo jak szokiem była wcześniejsza śmierć Danuty, której postać na scenie odtwarza Sonia. To wszystko zaczęło rezonować na nasz proces i rzeczywistość, z którą się zderzamy. Wiedziałyśmy również, że jedna z bohaterek, Krystyna, którą odgrywa Marta, zmarła jeszcze przed tworzeniem reportażu, a jej postać została odtworzona ze wspomnień syna. Było to niewątpliwie wyzwanie – przedstawić tę bohaterkę z ust trzecich. Kolejną bohaterką jest Jagoda, którą na scenie odtwarza Karolina. Jest to osoba, która ma niezwykły zawód. Zajmuje się malowaniem zmarłych, ale jest również bardzo mocno związana ze sztuką. Temat śmierci przewijał się od samego początku, zatem ten spektakl jest wypadkową historii opisywanych kobiet, jak i rozmyślań o przemijaniu. Kolejną postacią jest Monika, którą gra u nas Agnieszka. Zajmuje się ona interpretacją listów samobójców, co dodaje nowy wymiar temu spektaklowi. Jest też Joanna, którą w spektaklu odwzorowuje Ola. Pani Joanna zajmuje się tłumaczeniami wierszy z języka jidysz. Elżbietę odtwarza natomiast Ania. Pani Ela, zajmuje się opieką szympansów we wrocławskim zoo i przyznaję się, że trochę ją stalkowałam. Obserwowanie takiej pasjonatki podczas pracy i porównanie tego, jak została opisana w reportażu było bardzo wzruszające.

Karolina: Tak, aż trudno uwierzyć, że te historie wydarzyły się naprawdę. Mają tak ciekawe zwroty akcji, jakby napisał to scenarzysta science-fiction. Życie pisze jednak najlepsze scenariusze.

Ania: Jest to niewątpliwie klisza, ale to wszystko pokazuje, że nigdy nie wiemy, co przyniesie nam życie i jakie wyzwania może przed nami postawić. Kobiety reportażu pokazują nam, jak sobie z tym radzą i dają nam wzór postępowania w niektórych sytuacjach. Jest to niewątpliwie fascynujące.

Mateusz: Czym inspirujecie się na co dzień? Nie chodzi mi tutaj o teatr, ale o codzienne życie.

Karolina: Warto byłoby podać tutaj konkretny przykład – osobę lub dzieło, ale nie zrobię tego (śmiech). Nie mam autorytetu w dziedzinie sztuki, według którego chciałabym dążyć do doskonałości. Szukam tego raczej w swoich obszarach np. pisząc małe formy. Co ciekawe, to właśnie one opierają się na codzienności. Dlatego myślę, że ta zwykła codzienność mnie fascynuje i uważam się za osobę, która potrafi się cieszyć tymi drobnostkami i najwięcej z nich czerpać. Spotkania z ludźmi, relacje oraz działania w grupie otwierające mój umysł np. na warsztatach, które prowadzimy z Anią i z dziewczynami są dla mnie najwyższą formą inspiracji.

Ania: Ja natomiast jestem chyba „typowym” człowiekiem, o ile takie sformułowanie istnieje. Pochłaniam filmy i seriale w ilości ogromnej i bardzo często czerpię inspirację z seriali nawet tych nie najwyższych lotów. Ostatnio przeżywam ogromną fascynację serialem na Netflixie pt. Unbreakable Kimmy Schmidt, który opowiada w dosyć komiczny sposób historię dziewczyny więzionej przez 15 lat w bunkrze i o sposobach radzenia sobie z codziennością. W pewien sposób takie filmy i seriale sprawiają, że mogę odpocząć i zrobić dwa, trzy kroki w tył i spojrzeć na rzeczywistość z dystansem. Jeśli chodzi o mniej introwertyczne inspiracje, muszę wspomnieć tutaj o corocznym wydarzeniu, które organizujemy z koleżankami z teatru i które nazywam Suche Wianki. Podczas niego wyjeżdżamy na weekend, pleciemy wianki, robimy kolaże i bardzo dużo i szczerze ze sobą rozmawiamy. Te rozmowy pobudzają nas do wydobywania z siebie wielu emocji i wzruszeń. Jest to magiczny moment raz do roku, który restartuje mój umysł i sprawia, że jestem dumna z bycia kobietą i z tego, że otaczają mnie tak piękne i wartościowe osoby.

nie ma takich kobiet
fot. Martyna Bąk

Mateusz: Jeśli mowa o kobiecości, to czy spotkałyście się w swoim środowisku z przykładami dyskryminacji ze względu na płeć?

Karolina: Ja osobiście się z tym nie spotkałam, ale słyszałam o wielu przypadkach, które dotyczyły moich koleżanek lub bliskich osób. Nie będę przytaczać tutaj konkretnych przykładów.

Ania: Ja doświadczyłam dyskryminacji, gdy studiowałam jeszcze na Politechnice i to był jeden z powodów, dla których z niej uciekłam. Ostatnio miałam warsztaty online organizowane przez uczelnię, na którą uczęszczam w Poznaniu i prowadzący jednego z wykładów powiedział, że na 10 ról w spektaklu lub filmie, jedynie jedna rola jest kobieca – sugerując tym samym, że kobiety mają mniejsze szanse na przebicie się w tym środowisku. Ponadto poruszany był również problem wieku, ponieważ ze względu na ilość chętnych mężczyźni mają łatwiejsze szanse na dostanie się niż kobiety. Mogą to robić również przed trzydziestką. O ile nie uderzyła mnie w tym sprawa wieku, o tyle bardzo trafiła do mnie kwestia braku ról kobiecych. Zaczęłam wtedy analizować dlaczego w moim życiu zazwyczaj zachwycałam się rolami męskimi i czy nie było to spowodowane tym, że mieli po prostu ku temu więcej okazji lub ich postacie były lepiej wyeksponowane. Po tym wykładzie stwierdziłam, że jeśli zwykle w teatrze lub w filmie na 10 ról, jedna z nich jest kobieca, to ja – przewrotnie tworząc swoje projekty – na 10 ról będę miała jedną postać męską. Dlatego jeśli jakiś aktor będzie chciał ze mną współpracować, to musi mi dać taki scenariusz, aby było co najmniej 10 ról. Ktoś może mi zarzucić, że jest to seksistowskie, ale jest to w pewnym sensie mój sposób na ten brak balansu.

Mateusz: Jak dużą publiczność przyciąga teatr amatorski np. EjAj we Wrocławiu?

Karolina: Trochę mnie bawi to pytanie, ponieważ jest to bardzo losowe. Mamy grupę stałych odbiorców, ale zazwyczaj jest to kwestia miejsca, w którym wystawiamy spektakl, dlatego bardzo różnie z tym bywa. Może zależy to również od pogody, dnia tygodnia… Na premierowy spektakl obowiązywały rezerwacje i na drugi dzień wszystkie miejsca zostały wyprzedane. Spektakl będzie wystawiany jeszcze wiele razy, dlatego zapraszamy tych, którym nie udało się zapisać na listę do uczestnictwa i śledzenia naszego fanpage’u.

Ania: Ja byłam bardzo zaskoczona popularnością tego wydarzenia, ze względu też na to, że od trzech lat studiuję w Poznaniu weekendowo i moja obecność w projektach EjAj była ograniczona. Jest to też zapewne kwestia tematyki tego spektaklu i restrykcji sanepidu.

Karolina: Na pewno będzie jeszcze okazja zagrać przy okazji premiery książki Pani Violi w Prozie, gdzie obędzie się spotkanie autorskie i wystawa zdjęć autorstwa Nikodema Nowakowskiego do tejże książki.

fot. Martyna Bąk

Mateusz: Jak przedstawia się w następnych dniach Wasz harmonogram?

Karolina: Dobrze, teraz czas na promocję. Premiera odbędzie się 9 października w Światowidzie na Biskupinie, a co do reszty wydarzeń zapraszamy do śledzenia naszych wydarzeń na Facebooku. W październiku, jak już wcześniej powiedziałam, będzie premiera ksiązki Pani Violi.

Mateusz: Na sam koniec chciałbym Was zapytać o Waszą wymarzoną rolę/spektakl do wyreżyserowania?

Karolina: O niee, zastrzeliłeś mnie tym pytaniem (śmiech). Chciałabym dostać takie prawdziwie wyzwanie aktorskie – czyli zagrać kogoś, kim totalnie nie jestem.

Mateusz: Mężczyznę?

Karolina: Tak, na przykład mężczyznę, bardzo chętnie. Obcięłam ostatnio włosy, więc może by się to nawet udało. Grając w tym spektaklu Jagodę, czuję powiązanie z tą postacią i w jakimś stopniu się z nią utożsamiam, więc marzy mi się rola bardzo odbiegająca od mojej osoby. Może jakiegoś buntownika?

Ania: Myślę, że jest to marzenie każdego aktora, aby mieć w końcu prawdziwe wyzwanie i nie być wybieranym do roli po warunkach. Jeśli chodzi o projekt do wyreżyserowania, który bardzo chciałabym zrealizować, to spektakl oparty na tekście albo na osobie Narcyzy Żmichowskiej. Teraz zapewne moi znajomi śmieją się, bo wszyscy wiedzą, że jest to mój konik i pragnę tę postać wypromować. Obawiam się, że moje działania mają jednak odwrotny skutek, bo większość znajomych reaguje „a Ty znowu o Narcyzie Żmichowskiej?!”. Chciałabym również zrobić jakiś projekt o Norwidzie, ponieważ przyszły rok jest rokiem norwidowskim, więc będzie ku temu dobra okazja. A największym marzeniem aktorskim jeszcze z młodzieńczych lat jest zagranie Rudej z X-Manów.

Chcesz wiedzieć więcej?

Categories: Ludzie

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *