PaniSnapchat – Social Media Ninja Uniwersytetu Wrocławskiego. Pokazała ludzką twarz uczelni oraz stworzyła zaangażowaną społeczność studentów i kandydatów. W międzyczasie pomogła kilkudziesięciu tysiącom kandydatów w procesie rekrutacji na studia.
Marta: Skąd pomysł na pracę w marketingu kończąc polonistykę?
PaniSnapchat: Byłam na 5 roku na Filologii Polskiej na specjalności edytorskiej. Przygotowywałam się, aby zostać redaktorem, czy edytorem i pracować w wydawnictwie. Zobaczyłam ogłoszenie o pracę w agencji reklamowej z informacją, że poszukują humanistów. Spróbowałam i wysłałam CV. Aplikowałam do teamu kreatywnego – na copywritera. Nie byłam pewna, czy mam szansę w konkursie. Sądziłam, że szukają osób z doświadczeniem. Zostałam zaproszona na rozmowę, miałam za zadanie stworzenie key visual batonika czekoladowego. Wykazałam się kreatywnością i udało się – dostałam tę pracę. Przygotowywałam reklamy dla proszków do prania, płynów do płukania, zupek w proszku itd. Była to bardzo inspirująca praca. Mój początek z marketingiem był mocno spontaniczny – sądziłam, że zostanę nauczycielem, choć na praktykach w liceum w ogóle się nie sprawdziłam. Ugotowali mnie pod tablicą i śmiałam się przez 15 minut. Wiedziałam już wtedy, że nie jest to praca dla mnie i powinnam poszukać czegoś innego.
Skąd pomysł na pracę na uczelni?
PS: Po zakończeniu współpracy z agencją zastanawiałam się co dalej. Szukałam pracy przez znajomych. Wrzuciłam ogłoszenie na swojego facebooka, że jestem na urlopie wychowawczym i poszukuję pracy. Od tego momentu social media są ze mną przez cały czas. Koleżanka, która wtedy pracowała w Biurze Rektora w Zespole do Spraw Promocji na Uniwersytecie Wrocławskim przekazała mi informację, że szukają osoby do zespołu. Zostałam zaproszona na rozmowę – najtrudniej było mi przejść przez śnieg na placu Uniwersyteckim w szpilkach, ale potem już jakoś poszło – dostałam tę pracę.
Jak wspominasz początki?
PS: Na początku nie zajmowałam się mediami społecznościowymi – pisałam artykuły na stronę. Byłam redaktorem serwisu głównego uczelni. Zajmowałam się również promocją rekrutacji, jeździłam na targi edukacyjne po całej Polsce. Miałam okazję pomagać w prowadzeniu sklepu z akcesoriami uniwersytetu. Liczyłam smycze, identyfikatory i wprowadzałam dane do bardzo poważnego programu księgowego. Szybko dało się zauważyć, że nie jest to praca dla mnie. Taką mam energię – nie lubię pracy papierkowej.
Jak się zrodził pomysł Snapchata?
PS: Na początku mieliśmy Facebooka, Twittera i Instagrama. Na Twittera były zaciągane treści z Facebooka, generalnie była nuda. Mój obecny szef – Andrzej Ostrowski to zauważył i szukał sposobu, aby to zmienić. Zaprosił do współpracy Tomka Sysło (znanego we Wrocławiu Social Media Ninja, który pracuje przy wielu projektach, a oprócz tego jest rysownikiem). To on zaproponował, aby otworzyć kanał Snapchata dla UniWroc i że ja mam go poprowadzić. Zgodziłam się, choć nie znałam Snapchata, nie miałam konta prywatnego. To było 3 lata temu. Snapchat był popularny, ale głównie wśród maturzystów i młodszych osób. Ja go odkrywałam od podstaw. Najbardziej zaskoczył mnie, że nie ma polubień – byłam przyzwyczajona, że jeśli coś wrzucam, są reakcje. Pierwszy snap jaki powstał, był z Centrum Zarządzania Kosmosem*, na którym radzimy nad mediami społecznymi Uniwersytetu. Pierwszy snap też nie ujrzał światła dziennego. Był to największy falstart w mojej karierze. Przez cały tydzień kręciłam snapy, mocno się angażując, pokazując, co się dzieje na uczelni. Tomek po tygodniu dzwoni do mnie z informacją, że mamy złe ustawienia prywatności. Okazało się, że relacje mogły obejrzeć tylko osoby, które mam w znajomych. Potraktowałam to jako dobry trening. Na szczęście potem było tylko lepiej.
*nazwa na Biuro, w którym pracuje cały Zespół do Spraw Promocji na Uniwersytecie Wrocławskim, autorem nazwy jest Tomek Sysło.
Co daje Ci największą motywację?
PS: Motywują mnie wszystkie wyróżnienia: nagroda w stowarzyszeniu PRom, zaproszenia do telewizji, ale największą nagrodą jest dobre słowo, które dostaje od ludzi, do których kieruję swoją komunikację. Cudownym wyróżnieniem jest, jak zatrzymują mnie studenci, kiedy przechodzę ulicą Kuźniczą, dziękując za pokazanie im nowych kierunków studiów i pomoc podczas rekrutacji.
Są takie chwile, w których wiem, po co to robię i że nie zamieniłabym tego na nic innego.
Jest wiele takich sytuacji: wtedy, kiedy dostaję wiadomości: „Proszę zejść na dół, pod szermierza, bo czeka tam na Panią niespodzianka”. Okazuje się, że czeka na mnie pudełko obrandowane UniWroc z ręcznie przygotowanym śniadaniem. To jest największa nagroda – sympatia studentów.
Wiąże się z tym akcja, która miała miejsce podczas rekrutacji. Kandydaci widząc, że jestem mocno zmęczona, odpowiadając na ogrom pytań związanych z rekrutacją, wymyślili zbiórkę na Malediwy dla PaniSnapchat. Wpłacali po złotówce do opłaty rekrutacyjnej, a w tytule przelewu dopisywali „złotówka na Malediwy dla Pani Snapchat”. Akcja była tak obszerna, że po tygodniu zadzwoniła do mnie kwestura z zapytaniem, czy mam coś z tym wspólnego, gdyż nie wiedzieli jak to rozliczyć – to jest budżetówka – są ścisłe reguły funkcjonowania i nie ma miejsca na takie rzeczy. Poinformowałam ich przez Snapchata, że nie mogą robić takich rzeczy, bo zamiast na Malediwy, pójdę do więzienia. To dla mnie było cudowną nagrodą, że oni się zorganizowali. Pomyśleli o mnie i w ten sposób chcieli docenić moją pracę.
Masz motto/sentencję?
PS: Mam – angielski dialog, który zawsze mam w głowie i determinuje to, co robię – „What if I fall? Oh, but my darling, what if you fly?”. Nie boję się podejmować ryzyka, nowych wyzwań, nie zastanawiam się co może mi nie wyjść, ale co mi się uda zrobić – może będzie to coś, czego jeszcze nie było, coś, co da mi satysfakcję. Zawsze to powtarzam kandydatom na studia, którzy piszą do mnie i pytają o kierunki. Są na takim etapie życia, gdzie nie wiedzą co robić. Zawsze radzę, że jeśli robisz to, co czujesz, a podpowiada Ci to serce i intuicja, to będziesz w tym dobry. Nie bój się zaryzykować, a to jest pierwszy krok do sukcesu.
Gdzie widzisz się za 5 lat? Czy będzie to musical.ly*?
PS: Ja będę tam, gdzie będą kandydaci i studenci. Jeśli przenoszą się na Instagram (InstaStories), a Snapchat będzie dla nich przeżytkiem, to ja również się przeniosę. Jeśli ich miejscem stanie się Musical.ly, to ja również tam będę. Media społecznościowe to tylko narzędzie, które mam w ręce, a po drugiej stronie stoją ludzie. Nie wiem co wydarzy się za 5 lat. Ja obserwuję, patrzę i rozmawiam z ludźmi.
*Aplikacja pozwala na synchronizację własnych nagrań z piosenkami. Finalny efekt wygląda tak, jakby użytkownik sam śpiewał piosenkę.
Czujesz się wrocławską celebrytką?
PS: Trochę tak, ale tylko, kiedy jadę autobusem z córką – słyszę jakieś szepty i widzę, że ktoś robi selfie. Za chwilę dostaję snapa podpisanego ”cicho, PaniSnapchat za nami”. Jest to bardzo miłe i przezabawne. Na co dzień staram się o tym nie myśleć, skupiam się na pracy, bo ja jestem dla nich. Nie chcę, aby ktoś pomyślał, że się wywyższam, czy obrastam w piórka. Ze słowem „celebrytka” nie mam dobrych skojarzeń. Chcę być dla studentów i kandydatów bardziej koleżanką, mamąSnapchat, czy PaniąSnapchat. Zdarza się, że jestem też psychologiem. Wolę tę rolę, niż kreowanie się na celebrytkę.
Jaki jest wizerunek Wrocławia?
PS: Wrocław jest bardzo dobrze odbieranym miastem w Polsce, jest odbierany przez mieszkańców innych miast, jako młode i mocno rozwijające, gdzie ciągle coś się dzieje, jest sporo imprez z różnych dziedzin. Nawet nie wiem czy mogłabym pracować w innym mieście – kiedyś się nad tym zastanawiałam. Ja się tutaj urodziłam, mieszkałam całe życie. Jestem zżyta z jego energią, z różnymi miejscami, a przede wszystkim z ludźmi oraz Uniwersytetem Wrocławskim. Kiedyś usłyszałam, że są dwie twarze UniWroc – Profesor Miodek i PaniSnapchat. To było bardzo miłe. Ja się wtopiłam w obraz Uniwersytetu. Studiowałam na nim, znam go od podszewki. Drugą stroną medalu są relacji ze studentami, które zbudowałam od tego czasu. Od momentu, w którym ruszył Snapchat, okazało się, że Uniwersytet ma ludzką twarz. To nie są tylko mury, ale to jest organizm – jest ktoś po drugiej stronie i jest z nimi ciągle.
Jaką radę dałabyś osobie, która chce zacząć przygodę z Social Media?
PS: Najważniejszym aspektem w tej pracy jest sympatia do tego, który stoi po drugiej stronie i traktowanie go jak przyjaciela. Choć jest hejt w internecie, zawsze był i zawsze będzie. Ja wierzę w ludzi i im pomagam. „Social Media Ninja” jest fachem, którego nie da się nauczyć. Oczywiście zbiera się doświadczenie, warto próbować, testować różne narzędzia. Świetnym sposobem jest stworzenie siebie jako marki i testowanie różnych rozwiązań, aby następnie przełożyć je na pracę dla brandów. Mimo wszystko jest to intuicja – albo się to ma, albo nie.
Wszystkie zdjęcia do artykułu wykonała Linda Parys.