Ola Sieńko oraz Weronika Muszkieta – dziewczyny rośliny, które zaszczepiły w nas miłość do zielonych przyjaciół. Projekt Rośliny to pierwszy tak roślinny projekt we Wrocławiu.
Pamiętacie jakieś rośliny ze swojego dzieciństwa? Jaki był pierwszy okaz, którym miałyście okazję się opiekować?
Weronika: Moją pierwszą rośliną był hiacynt, którego w wieku 12 lat dostałam od taty. Prezentem była sama cebulka, musiałam zadbać o to, aby coś z niej rzeczywiście wyrosło. Finalnie kwiat był fioletowo-niebieski, delikatnie wchodzący w granat. Od tamtego czasu uwielbiałam hiacynty.
Ola: Nie pamiętam swojej pierwszej rośliny. Najpewniej był to jakiś kaktus, którego dostałam na prezent – zapewne w okresie szkolnym. Pierwszym wspomnieniem związanym z roślinami są paprotki z salonu fryzjerskiego mojej babci, która jest fryzjerką od zarania dziejów [śmiech]. Miała ich pokaźną kolekcję.
Studiuję Komunikację Wizerunkową na Uniwersytecie Wrocławskim więc nie mogę się powstrzymać, aby nie zapytać. W jaki sposób studia pomogły wam znaleźć się w miejscu, w którym jesteście?
Weronika: Pomogły nam przede wszystkim koncepcyjnie. Miałyśmy dużo łatwiejszy start. Zdobyłyśmy na studiach pakiet narzędzi i umiejętności, dzięki którym od razu mogłyśmy zacząć działać. Na studiach nauczyłam się projektować, co okazało się niezwykle pomocne – powstało logo oraz cała identyfikacja wizualna. Dzięki zdobytym umiejętnościom potrafiłyśmy się wyrazić.
Ola: Studia otworzyła nam głowy. Dzięki nim wiele rzeczy możemy zrobić na własną rękę i szybko przejść od projektu do realizacji.
Weronika: Studia nauczyły nas również wrażliwości, zrozumienia i empatii do odbiorcy, a w naszym przypadku do klienta. Świat przeżyć jest niezwykle istotny w całym procesie budowania marki. Obserwuję to na sobie, na podstawie tego, w jaki sposób ja wybieram konkretne produkty.
Jak wygląda dzień, tydzień z życia Roślin?
Weronika: Jest się niewyspanym człowiekiem [śmiech].To właśnie urok prowadzenia własnej działalności. Dzieje się tak wiele, że często nie jesteśmy w stanie zaplanować sobie tygodnia. Planując, liczymy się z tym, że to wszystko w każdej chwili może wywrócić się do góry nogami. Trzeba być czujnym!
Ola: Ciężko jest czasem w taki sposób ułożyć klocki dnia, aby wszystko się zgrywało. Wymaga to od nas wyrobienia w sobie umiejętności organizacyjnych, które z pewnością musimy jeszcze doszlifować [śmiech].
Weronika: W poniedziałki mamy spotkania. Rośliny są wtedy zamknięte, a my jeździmy na realizacje. Mamy dwie dostawy w tygodniu. Lubimy zacząć dzień około godziny 8, gdy umysł jest jeszcze rześki – wtedy siadamy do aktualnych projektów. Od 12 otwieramy sklep i na zmianie jesteśmy my albo nasze dziewczyny-rośliny – Paula i Natalia. Jeśli to one danego dnia urzędują w przestrzeni sklepowej, my ogarniamy wszystkie inne sprawy, a jest ich dość sporo.
Jak wyglądało otwarcie waszego nowego miejsca?
Weronika: Tego dnia otwarcie zaplanowane było na godzinę 12, a dopiero o 2 w nocy kończyłyśmy rozstawiać rośliny. W ostatnie prace przy remoncie zaangażowało się wielu naszych przyjaciół, którzy byli gotowi zarwać nockę, aby wszystko się udało na godzinę otwarcia.
Ola: Przygotowania były dosyć męczące, jednak było warto, bo samo wydarzenie wyszło niesamowicie. Przyszło mnóstwo osób – nasze rodziny, znajomi, klienci, a także przypadkowi przechodnie, którzy słysząc muzykę postanowili do nas wpaść.
Weronika: Zaprosiłyśmy naszych znajomych dj’i, którzy umilili wszystkim czas grając muzykę i wprawiając nas w klubową atmosferę. Oczywiście nie obyło się bez interwencji panów policjantów, którzy przyciągnięci hałasem postanowili nas odwiedzić. Jednak wszystko dobrze się skończyło i zamiast mandatu, otrzymałyśmy kilka przydatnych rad odnośnie Ołbina.
Skąd pomysł na połączenie przestrzeni sklepu z miejscem, gdzie odbywają się wydarzenia związane z szeroko pojętą sztuką?
Weronika: Wydaje mi się, że my jako Rośliny spełniamy również funkcję edukacyjną. Nie jesteśmy tylko sklepem, ale „poradnią”. [śmiech] Chciałyśmy, aby przestrzeń dawała nam możliwość “edukowania”. Dzięki dodatkowej przestrzeni możemy zapraszać do siebie ludzi, którzy prowadzą warsztaty i przekazują innym ciekawe umiejętności. Chcemy, aby to miejsce żyło!
Ola: W poprzedniej lokalizacji nie miałyśmy warunków, aby organizować tego typu wydarzenia. Cieszymy się, że teraz mamy taką możliwość i chcemy z niej korzystać jak najczęściej.
Co jest według was najtrudniejsze w prowadzeniu własnej działalności?
Weronika: Wydaje mi się, że temat finansów. Pomysłowość i kreatywność nie zawsze przekładają się na to, jak będzie wyglądał twój budżet. Dysponowanie pieniędzmi jest trudne – taka gospodarność, jak i umiejętność ekonomicznego myślenia przychodzi z czasem. Myślę, że cały czas się tego uczymy. Sztuka inwestycji to niekończąca się nauka – ciągły proces.
Ola: Trudne jest znalezienie balansu pomiędzy pracą a czasem dla siebie. Łatwo jest wpaść w wir pracy, bo przy własnej działalności ośmiogodzinny tryb pracy cię nie obejmuje. Ponosi się odpowiedzialność 24/h na dobę i tak naprawdę jest się w pracy cały czas.
Jaką radę chciałybyście usłyszeć kilka lat temu, gdy zaczynałyście swój projekt?
Ola: Planuj z wyprzedzeniem.
Weronika: Więcej odpoczywaj.
A jakie macie rady dla młodych osób, które chciałyby założyć własną działalność we Wrocławiu?
Weronika: Po pierwsze – nie bać się! Jeżeli jesteś pewien – działaj. Po drugie – na początku nie licz na zyski.Pierwsze dwa lata postawiłyśmy na nieustanną inwestycję, nie licząc na zyski.
Ola: Drugi rok był dla nas najcięższy. Zrezygnowałyśmy ze swoich etatów i postanowiłyśmy poświęcić swój cały czas na rozwój projektu. Dużo dało nam to, że Weronika jest z Wrocławia. Miałyśmy na miejscu bazę znajomych – gotową sieć kontaktów. Zaczynając projekt – twoimi pierwszymi odbiorcami są właśnie znajomi. Bez nich byłoby nam dużo trudniej.
Czy Wrocław jako miasto jest gotowe na tego typu projekty?
Weronika: Patrząc na to, w jakim tempie to miasto się rozwija, nie mam żadnych wątpliwości. Przykładem mogą być dzielnice jak chociażby Nadodrze czy Ołbin – w ciągu trzech lat zadziały się tam fantastyczne rzeczy.
Ola: Prowadzimy Rośliny już trzeci rok i widzimy jak wrażliwość na tego typu projekty wzrasta. Mieszkańcy Wrocławia naprawdę potrafią docenić lokalne rzemiosło.
Często można was spotkać W kontakcie. Macie jeszcze jakieś ulubione wrocławskie miejscówki?
Ola: Do W kontakcie mamy ogromny sentyment – to miejsce było jednym z pierwszych, w którym wystawiałyśmy się z naszymi kompozycjami roślinnymi. A do tego – czy jest ktoś w tym mieście kto nie lubi ich hummusu? [śmiech]
Weronika: Wrocław jest miastem bardzo dobrze rozwiniętym, jeżeli chodzi o kwestie kulinarne. Jest dużo ciekawych miejsc, w których można zjeść. Jednym z naszych faworytów, jeśli chodzi o porę obiadową, jest Wilk Syty. Obydwie nie jemy mięsa, więc ich menu często króluje w naszych żołądkach [śmiech].
Ola: Nie ukrywamy, że lubimy też gotować i często przed rozpoczęciem pracy robimy wspólne śniadania.
Weronika: Uwielbiamy Wilka Sytego, a na kawkę chodzimy do Cafe Rozrusznik. Ostatnio obok nas otworzył się Słodki Chłopak – można tam zjeść super ciasta.
Macie jakąś ulubioną historię związaną z roślinami?
Weronika: Ja lubię całą naszą historię. Cieszy mnie, że z przyjaźni udało nam się stworzyć coś tak pięknego. 🙂
Ola: Każdy z etapów tworzenia roślin jest moją ulubioną historią. Ta ekscytacja, kiedy zaczynałyśmy i w sumie nie wiedziałyśmy co z tego wyniknie. A także, teraz kiedy każdy dzień przynosi nowe przygody, poznajemy nowe twarze i przestrzenie, w których pozostawiamy cząstkę siebie pod postacią roślin.